Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

niedziela, 3 stycznia 2016

Poemat dygresyjny Jacka Gulli - C.

C.
zloty hippiesów nie zaczynały się od czytania czegokolwiek
nie było niczego w sensie zbiorowego wyznawania wiary
nie było przysiąg wierności
po prostu nie miały one ani początku ani końca
ustaliwszy gdzie się spotykamy 21 dnia nadchodzącego miesiąca
hippiesi zjeżdżali się w Mielnie w Kazimierzu Dolnym w Opolu
w Częstochowie w Chęcinach
w miarę możliwości na czas
za sprawą donosiciela Niemczyka
MO i SB były na miejscu pierwsze
wyłapywać autostopującą młodość i radość życia
po okolicznych szosach
podburzać przeciw nam miejscową chuliganerię
strzyc do gołej pały
zdzierać pacyfki
zamykać na 48
więc
zloty zawiązywały się jak węzły z setek samotnych niteczek
coraz częściej tam
gdzie organa ścigania miałyby utrudniony dostęp
– piaszczystą drożyną przez las mostkiem i w lewo do wioski
opuszczona co do ostatniego chłopa
wioska nazywa się Prawda –
żeby trwać w ścisłym serdecznym związaniu
przez kilka dni i nocy
O ty ufne Razem radosne Mimo Wszystko
po czym rozwiązywały się te nasze zloty jak kto chciał potrzebował tego czy pragnął
rozjeżdżaliśmy się po kraju natchnieni duchem
twórczej wspólnoty
a duch ten przyciągał ku ruchowi coraz więcej pączkujących dzieci-kwiatów
——chcąc czy nie świadome tego czy nie
polskie dzieci kwiaty
były konsekwencją zniesienia prywatnej własności w PRL
co robić ze sobą z życiem z czasem uwolnionym
od dzikiej żałosnej pogodni za pieniądzem
zamiast przysłowiowych dóbr doczesnych
byliśmy można rzec skazani przez dzieje cywilizacji
szukać życiowych wartości
w samych sobie ja w tobie ty we mnie
w tych rejonach człowieczeństwa które dotąd pozostawały
rodzajem „białych plam”
na mapie doświadczeń człowieczeństwa gnębionego przez „mieć”
nie
nie czytaliśmy “Mieć czy Być” Ericha Fromma
ale poszukiwania i decyzje naszej młodości dążyły
ku jutru duchowymi torami tego traktatu
BYĆ
być wbrew
być mimo wszystko
czymkolwiek byt miałby się okazać
jeśli umierać to z ciekawości w ryzyku w duchu joie d’vivre
taniec choćby i nieudolny raczej niż hieratyczny stołek
śmierć ze śmiechu raczej niż dęta powaga plenarnych obrad
i planów
starałem sie wszystko to wyrazić w poematach
„O Instytucji i Radości” Nowy Wyraz lato ‘75
i „Tańczyć Czego Maszyna Nie Potrafi”
NaGłos w psychodelicznym numerze
bodajże w ’94 roku
Ginsberg funkcjonował w naszej świadomości
jako wcielenie przysłowiowego wujka w Ameryce
wujek był prześladowany bohaterski samotny inspirujący
pobudzał do odwagi w przygodzie bycia sobą
stawania się sobą mimo wszystkich nieprawdopodobnych
przeszkód
jakie stawiały szkoła opinia rodziny i ustrój
świat w którym żyliśmy gotowi na najgorsze
pogodzeni ze wszystkim na kredyt
miał postać Molocha
w nadwiślańskim wydaniu Huty im. Lenina
MO
i Wawelskiego Smoka
– wcześniej czy później
pożrą nas tak czy inaczej –
ale fakt ten nie mógł odstraszyć nas od samych siebie
nasz ruch był rodzajem płynnej luźnej mikro społeczności
dzięki niej każdy kto nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca
w ryzach systemu
miał wśród nas duchowy dom rodzinę i wsparcie
w odróżnieniu od ciasnej funkcji jaką system wyznaczał
członkom jego ciężko harującej załogi
ruch
grupowo rzecz biorąc
zapewniał asystę każdemu z nas
w jego czy jej świętej niepowtarzalnej przygodzie z istnieniem
już tu w Nowym Jorku Allen ostrzegał mnie i radził
żebym nie eksperymentował z piórem pod wpływem narkotyków ani alkoholu
jakby żałował własnych poematow tych pisanych na hay’u
jego wpływ na moją poezję manifestował się nie formaliami stylu
a żarliwym zaangażowaniem się chwila po chwili w dzień świata
świata na łasce nuklearnej apokalipsy
grożącego człowieczemu indywiduum
ufunkcjonalnieniem zupełnym w wyniku reklam konsumpcji
i pięcioletnich planów
bogactwo a nie ubogowienie
śmierć w starych dekoracjach
w kontekście tzw. amerykańskiego marzenia
————————– czyli żona dom do spłat z ciężką lichwą
dzieci żeby było kogo wysyłać na wojny
które tu są przede wszystkim świetnym biznesem
dla przemysłowo-militarnych sfer
praca w kompetycji a nie w harmonii z innymi
zarabiaj coraz więcej
diabłem się stań jeśli trzeba żądają żona i boss
płać za skrobanki kupuj lekarstwa oszczędzaj wydając itd. itp.
kołowrót nerwówy za rodzajem biało malowanych atrap szczęścia i dostatku –
homoseksualizm Allena widzę jako rodzaj wezwania
przykładu jak uwolnić się
w duchu konstytucyjnego prawa do szczęścia
z pęt którymi kapitalizm dusi człowieczeństwo w człowieku
i równość w demokracji
Allen umarł we własnym łóżku dość niespodziewanie
z twarzą spiętą w wyrazie skrajnego obrzydzenia
odwróconą od realiów życia do ściany
w kilka tygodni po zgonie w katedrze świętego Jana Chrzciciela
na górnym Manhattanie
odbyła się uroczysta msza pożegnalna
w obecności setek jego przyjaciół i wielbicieli
akademicy rewolucjoniści anarchiści artyści poeci malarze
prozaicy
żegnaliśmy ojca ery Wodnika jak żegna się człowiek
z niespełnionymi marzeniami
kilka przecznic poniżej potężnej katedry
w knajpie narożnej
miał tego samego wieczoru miejsce telewizyjny jubel
z udziałem gwiazd przebojowego serialu „Seinfield”
– dwa miliony dolców
za codzienny odcinek dla głównej gwiazdy –
policyjnych radiowozów autobusów anten i psów bez liku otaczało knajpę gęstymi kordonami
broniąc jej przed naporem tysięcznych
histeryzujących tłumów
– tak to przynajmniej tłumaczono później w  TV –
ale my uczestnicy mszy żałobnej byliśmy pewni ze paramilitaria zgromadziły się nieopodal naszego smutnego święta
na wypadek gdyby symboliczny pogrzeb miał się przeistoczyć
w antykapitalistyczną demonstrację