Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Poemat dygresyjny Jacka Gulli - M., N.

M.
wpływ Allena albo raczej wpływ jego „Skowytu”
na czytelników miał w podłożu obudzone pragnienie
żeby być kochanym żeby kochać jak on kochał
– “Jestem Tam Z Tobą!” –
jak kochał nieszczęsnego pacjenta amerykańskiego wariatkowa
wynalazca lobotomii doctor Freeman dokonywał zabiegu
setkami dziennie
hak zwykłego drucianego wieszaka z pralni
wprowadzić ponad gałką oczną do mózgu tuż za czołem pacjęta
a resztą drutu pokręcić jak korbką
na mnie jednak co innego zrobiło wrażenie
– wizja miasta z Molocha – byłem pewny
zanim sam się tu znalazłem że to licentia poetica
może coś w rodzaju wady ducha czy percepcji
coś w rodzaju świata w którym żył i pisał Dostojewski i Kafka
„widzieć więcej i słyszeć głębiej” z „Outsidera” C. Wilsona
świat z którego wyrwać się żadną miarą nie sposób
z którym współżyć żadną miarą nie sposób bez poezji
więc współczułem poecie jak do dziś współczuć można Orfeuszowi
błądzącemu po bezcielesnym Hadesie
w poszukiwaniu miłości
a hades nigdzie nie jest bardziej prawdziwy okrutniejszy
niż w „White Shroud” z ’80 roku
duch matki Allena spogląda tam na niego z każdej twarzy
zaułka śmietniska i trotuaru
a serce serce syna płacze ze szczęścia
—–N.
przypomina mi się śmieszny incydent z przed wielu lat
ilustruje on świetnie ducha kapitalistycznej kompetycji
wegetowałem wtedy w ruderze tak ponurej że z dnia na dzień
bałem się że zwariuję że ze sobą skończę
bez forsy bez jedzenia bez wartościowej przyjaźni
żywiąc się nadzieją że moja praca nauka angielskiego
kilka obrazów przytachanych jeszcze z Polski
wiersze powieści artykuły drukowane w kultowej prasie
pozwolą mi wydostać się w końcu na słońce
jedną z pierwszych prób w tym kierunku był wieczorek poezji
zorganizowałem go sobie sam wśród hoteli na Bowery
w Klubie Anarchistów przy Prince Street
żeby nie zabrakło publiczności narysowałem i odbiłem na xerox
plakacik wielkości A8 jeśli mnie pamięć nie myli
obok zawiadomienia o poezji i adresu był tam rysunek
sielankowy w naturze ale godny Picassa czy Matissa
ich lekkiej jasnej kreski
przedstawiał parę nagusów z mitologii na trawie
on grał na flecie a ona na skrzypcach pochyleni ku sobie
byli o oddech od namiętnego pocałunku
Allen przyglądał się plakacikowi przez długą chwilę
ze mną wpatrzonym w jego twarz z nadzieją na przyzwalające  pokiwanie głową
jednak nie doczekałem się tego zamiast aprobaty poeta
poradził mi zgłosić się do Juliana Schnabla którego – nota bene – świetnie znałem
ponieważ “the drawing held a great deal of promise”
zrobiłem jak radzil ale Julian po analizie plakaciku
skierował mnie do Allena nie wiedząc że właśnie od niego przyszedłem
Julian czytał w prasie moje eseiki o sobie zwłaszcza
są świetne itd itp że wróży się niezły poeta
i tak – jak mi się wtedy wydało – pogrzebano moje nadzieje
na jaką-taką przyszłość
potrzebowałem rady autorytetów czy warto kontynuować pisanie
czy też raczej odkurzać pędzle jeszcze z krakowskiego ZPAPu
ale ani jeden ani drugi nie pojawił się na wieczorku
wywnioskowałem że po prostu brak im było odwagi
żeby mi powiedzieć że szanse moje w obu dziedzinach twórczosci
marne są i kropka i że lepiej by było żebym się zaczął szkolić
w sztuce komputeryzacji właśnie udostępnionej na rynkach
lecz poezja muzyka klasyczna malarstwo wyczarowywały wokół mnie
w mej mrocznej dziurze blaski utraconej Europy
i żyć bez nich nie byłbym i do dziś nie jestem w stanie
komputer jawił mi się jako wehikuł futurystyczny
z tysiącem ślepych oczu na masce
wyruszyłbym nim w podróż w bezludną Amerykę
ba daleko w Chaosmos skąd pewnie nikomu by się nie śpieszyło
pomóc mi z powrotem