Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Poemat dygresyjny Jacka Gulli - D.

D.
a teraz kwaidan
po japońsku historia niesamowita
coś w rodzaju przepowiedni albo raczej ostrzeżenia
którego nie wziąłem sobie na czas do serca
był bodajże 3 stycznia 1973 roku
pierwszy dzień pierwsza niedziela
po moim przyjeździe do Nowego Jorku
jeszcze drżałem po 9 dniowym rejsie w sztormie śnieżnym
„Batorym” przez szalejący Atlantyk
takiego sztormu żaden film czy powieści Conrada nie przekazały
i nie mogły przekazać mej młodej wiedzy
po prostu dlatego że zimą statki przez Atlantyk nie kursują
w nocy poprosiłem żonę
o wskazówki
jak dotrzeć do słynnego East Village miałem pewność
że odnowię tam hippiesowskie układy na nowym gruncie
podróż subwayem – pierwszy raz pod ziemią
jeśli nie liczyć bali „Baranów” w kopalni soli w Wieliczce
albo naszej zaczarowanej piwnicy na Kołłątaja w Krakowie –
a więc jazda subwayem przyprawiła mnie o zawroty głowy
hałas brud nędza ludzka jakiej w PRLu nie widziałem
nie mówiąc o dzikich graffitti
co zmieniły wagony w podzwrotnikową dżunglę
toteż na Astor Place wylądowałem jak rozbitek
odratowany ze sztormu elementów
tu miała mnie spotkać kolejna niespodzianka
zamiast oczekiwanej braci ukwieconej młodej i otwartej na życie
ujrzałem rzędy ruder
ruder tańszych niż atrapa ruin Berlina pod Łodzią na filmowe
potrzeby
a rudery te odrapane niemiłosiernie
cuchnące potem łzami spermą
przyozdobione psychodelicznymi reklamami fryzjerni
zdawały się chcieć mi coś wyznać ostrzec przed czymś
zawrocić brzydotą z drogi
ja jednak przymknąłem oczy
i sunąłem w stroną odległego Parku Tompkinsa
spodziewając się tam co najmniej wigwamowego obozowiska
jasnej nagości w sadzawkach
przyzwyczajony do podobnych scen nad Wisłą
zanim jednak udało mi sie dotrzeć pod drzewa
trafiłem na pożar ogień zaczynał właśnie szaleć
w starym domu nieopodal 1 Avenue
dom płonął jak stos zapałek
odslaniajac paskudne tandetne wnętrzności
strażacy NYFD w imponujących
biało-czerwonych samochodach
zajechali przy radosnym wtórze syren i ostrzegaczy
i chwilę potem zaczął się spektakl
spektakl z płomieniami
dymem i wodą w rolach głównych
prężna rosłość w rycerskich hełmach
z siekierami z wężami gaśnic
wdarła się do płonącego wnętrza i po kilku sekundach
pod ciśnieniem strumieni wody
szyby posypały się z okien na bruk
a wraz z nimi pod moje stopy wyfrunęły z wnętrza setki
gęste setki luźnych stronic papieru
biczowane wodą kartki rozfruwały się
czepiając się nagich gałęzi drutów krat lepiąc się do murów
w błoto wgniatały je opony aut buty i grzmiące nabrzmiałe szlauchy
za kartkami wyfrunęły na ulicę prześcieradła
szmaty firanki abażury
duchy lat spędzonych z piórem w dłoni nad papierem
papier zapisany był atramentem
kształtne równe pismo
zwrotkami i prozą
które to pismo zaczęło się szybko rozmywać w wodzie
barwiąc ja na bladoniebiesko
i rwącymi strumieniami rozpływało się po kanałach
lokator kiedy wroci do domu zapewne zwariuje
pomyślałem z przerażeniem
widząc pracę swego życia zmytą w niebyt
jednego glupiego przedpołudnia
niczego gorszego nie potrafiłbym sobie wyobrazić
wyobrażając sobie własną przyszłość
———————————————–niczego