Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

piątek, 22 stycznia 2016

Poemat dygresyjny Jacka Gulli - S.

S.
Tablica pamiątkowa Audena ta z dwurymem o miłości zniknęła
kiedy kamieniczką zaopiekowała się meksykańska restauracja
w jej miejscu zieje dziś z prostokątnego otworu
płaski okratowany łeb kuchennego wyziewnika
natomiast na fasadzie monster-czynszówy Gem Spa
gdzie ja miałem norę
pojawiła się tablica reklamowa Pizzazz Pizzazz
jakby jakiś jąkała albo paralityk chciał a nie mógł wymówić
czysto słowa Pisarz
podejrzewałem że sam Profit zazdrosny o Piękno
wziął się na sposób i porazić mnie chce paranoją prześladowczą
to prawda z moją wymową w angielskim było podobnie
na tych wszystkich nieprzeliczonych szampanach towarzyskich
ileż ja się nastarałem tłumaczyć
jak trudna jest wyprawa w śmierć
która żeby nie wiedzieć co
zawsze wiedzie do celu
w odpowiedzi słyszałem skargi – nie rozumiem
może pan sir powtórzyć – a po powtórce – to ciekawe
a kim pan jest itd etc forward
wheather you stand in place or walk
in terms of risk to your life makes no difference
walk meaning among other things that you are free
in NYPD parlance when they can’t find sufficient evidence
to hold you in the pen
———————-wracając do literackiej choinki
wieloletnia hamsunowska głodówka
podstroila mój organizm tak
że wystarczyło pięć sześć kielichów białego
– pić czerwone na tłocznych przyjęciach
to śmiertelne ryzyko
ot byle flircik z kobietą w sukni za 10 000 dolarów
ślepego na ceny kuszą cię jej oczy uśmiech dekolt
a ktoś zawistny trąca cię od tyłu w łokieć
co z tego że przeprasza szkoda już wyrządzona
błękit lub biel jej wieczorowej Dolce&Gabbana czy Armani
zlana twym winem jak krwią a jej mężulek
wydzwania z cell phonu po mafię lub policję –
oczywiście białe nie takie groźne
da się spłukać sam na sam z właścicielką w WC
więc po kilku kielichach
ogarnął mnie podziw duma z samego siebie
duma iż w ogóle jestem iż jestem gdzie jestem
że zaprzysięgłym wrogom
salonowym pułapkom oceanicznym sztormom zimy
i strzałom szyderców
uchodzę z życiem in OO7 style
że dusza
dusza w mej piersi zaćmiewa diadem
diadem cesarzowej Józefiny na sprzedaż u Van Arpel
Ach! Dzięki ci duchu Allena!
Owa literacka choinka dała mi możliwość
przedstawienia się literackiemu światkowi Nowego Jorku en mass
versus verse
vive la poesie en trance
no więc – co tam! – nie żałuję towarzystwu darów swej erudycji
sieję dowcipami złośliwostkami bon motami
znakami zapytania miotam wokół jak bumerangiem
aż przy okazji kolejnego kielicha
z mych ust wzleciały pod stropy księgarni
arie wdzięczności gratias everybody
adresowane do całego zgromadzenia
piór i pióropuszy
zanim towarzycho zdążyło zdecydować czy bić brawa
czy dzwonić na 911
Allen pośpieszył ku mnie i położył mi na ustach każący palec
jak Jahwe na wargach bluźniercy
O dziwo kiedy lampki na choince zgasły
autor Skowytu found himself next to me again
ostro mnie to spięło spodziewałem się wygnania
z nowojorskiego parnasu raz na wieki wieków amen
a  on że jeśli chcę to mogę wracać razem z nim na piechotę
mieszkaliśmy przecież blisko siebie
40 ulic spaceru w dół miasta
Och jak długo trzeba czasem łowić  w głębinach pamięci
żeby coś zaprzepadłego z niej wyłowić
idąc w dół Manhattanu 5 Ave
pod kaskadami świątecznej biżuterii
spowici w wiry lekkiego jednośnieżynkowca
rozmawialiśmy oczywiście o poezji o poezji w nowym
w przybranym przez poetę języku
czy jest w ogóle możliwa
miesiące wcześniej za stołem prezydentów PENu
Allen nie rzekł ani słowa teraz miałem szanse
spytać go o to sam na sam
oto jakie wino ma na mnie działanie
moja pierwsza rymowanka po angielsku
brzmiała  tak
———-Seasons return
———-Days of joy do not
———-What  what do we learn
———-That a dance life’s bloom
———-Is brief  let’s forgive
———-In the dance’s trance
A pierwsza po francusku
Excuse mon orthographie
Nastepująco
Po ledwie czterech tygodniach w Paryżu
———-…je accuse mon chere muse
———-Je travaille a Toulouse
———-O mon Die
———-Vous le vous reserve…
dni przede mną coraz mniej
a obowiązków góra rośnie
niemiecki włoski hiszpański rosyjski bułgarski
minimum dla siebie maximum od siebie
wykuć w marmurze po łacinie
———-wolałem milczeć wyznał Allen
żeby nie ryzykować niczyjego losu
pochopną obietnicą powodzenia
jeśli chodzi o język mówię jak widzę angielski w NYC
rodzi się on tutaj Allen co dnia na nowo
gdzieś tam na Queensie jako Ame-Chiński
na Greenpoincie  Ame-polski
na Jamaice Ame-haitian
gdzieś gdzie się pasą mosty w Amerykę
szczekają jutrzejsze słowiki
więc wystarczy nadstawić ucha
„cock your ear”
jak radzi E. B. White w „Elements of Style”
i albo się te języki łapie albo człowiek jest tone-deaf
i jeśli w dodatku łapie się te językowe pożogi
wspinaczki przygody ryzyka w słowa na papierze
żeby potem zestrajać je
w formę o jakiej dotąd nikomu się nie śniło
ale pełną treści
nieznanej dotychczas wersom
to chyba jest to poezja
poezja bez niej nasze miasto i świat
czym miały by się szczycić
wobec gwieździstej muzyki sfer
różnica między wierszem a poematem
wiersze to głosy adresowane do aktualnej rzeczywistości
śpiew łabędzi w kakofoniach rynku
gdy poemat jest modelem świata
jakim świat się jawi stuokiemu pióru
globus z wychyleniem w przyszłość
pracując nad poematem
ostrząc myśl
cyzelując metafory
z biciem serca za rytm
z oddechem za metrum frazy
poeta pracuje
pracuje nad przyszłością
kształtuje ducha jutra
uszy by ci Allen zwiędły gdybyś rozumiał po polsku
wyobraź sobie czterech młodzieńców
na oko ruchome rzeźby antyku
jak idą wiosną przez kwitnący ogród
głusi na kwilenie ptactwa hawajskie gitary akordeon śmiech
opowiadają coś czego nie sposób zrozumieć
przekleństwami rynsztokową łaciną
he fuckin shit pisses me off so fuck the mother fucker I throw up
on his mop and he
he pukes out a damn stinker and she a damn whore
any dick her lolly pop
and so on and so forth
no nie sorry to nie do przetłumaczenia
chyba żaden inny język nie ma nawet jednej dziesiątej
słownictwa tego rzędu
gdybyś  tych adonisów w shortach nagrał na swój magnetofonik
i puścił im ich samych dali by ci Allen za przeproszeniem w pysk
oto co pozostaje z mowy
jeśli skazać poezję na wygnanie z języka
albo wiedźmy od odkurzaczy i mioteł
stoją przed szkółką angielskiego kopcą i narzekają
już rok będzie jak bulę dychę od godziny nauki
a jak przyjdzie zagadać to mi się pustka w gębie
taka robi że jakbym mogła to by nauczyciel jego mać wisiał
na suchym konarze
co więcej ciągnę
w odróżnieniu od polskiego który ciągnie się w nieskończoność
wymyślnymi a bezmyślnymi szelestami
– przy mszy szły wszy w mżawkę
potów pod rozmodloną czapkę – język angielski
krótko-i-ostro-słowy
bez pisanej gramatyki itd etc zależy w strukturze
w precyzji od inteligencji mówców
rozwija ją
żywe słowa dance for example
tańczyć albo taniec w zależności od pozycji w zdaniu
przystanęliśmy przed Gmachem Biblioteki Głównej
gmach miał w przyszłości przyjąć w zbiory mój „Trójgłos”
ale tamtej nocy jawił mi się on niby sejf wieczności
sejf którego ja nie będę warty żeby nie wiem jak długo się trudzić
jak myślisz spytał mój Wergiliusz czy to wszystko na nic
wskazał na bramę wysoko nad imperialnymi schodami
tę ze lwami na straży czy to wszystko na nic
poezji Allen być może nikt już nie czyta
może rzeczywiście jest ona bezsilna
wobec apokaliptycznych pożarów trzęsień ziemi
wulkanicznych erupcji wobec zła
wobec własnych marzeń
ale my my poeci
czy my potrafili byśmy żyć  bez niej
i tak się ta nasza bożenarodzeniowa wędrówka
środkiem miasta dalej toczyła
z kurtynami śnieżynek w powolnym tańcu dokąd tylko wzrok sięgnie
śnieg barwiony złotym światłem latarni Manhattanu
abyśmy mogli w miękkim blasku
zaglądać sobie nawzajem w twarze
stajenki z Jezuskiem na wystawach gdzie na co dzień
pysznią się najdroższe kreacje dyktatorów mody
scenki z „Opowieści Grudniowej” Dickensa
w wydaniu kukiełkowego teatrzyku
reklamy podróży w baśń
gdzie się poluje na rajskie ptaki
oferty noworocznej zabawy na dnie Zatoki Meksykańskiej
urlop wśród amfor z winami z przed 2 000 lat
a wszystko to przy dźwiękach kolędy „Dzwonią Dzwonki”
którą nota bene
po raz pierwszy usłyszałem w dzieciństwie w cyrku z ZSSR
wyszczekiwał ją psi chórek
dalej
wskroś parku przy 23 Ulicy
gdzie kongres biurowców
smukłe twierdze LifeTime’u
architektura wysoko ponad kawalkadami chmur
cała w  złocistych łuskach i hełmach
zdaje się uspokajać ba zapewnia mnie
co do wartości ludzkiego pojedynczego
żeby nie wiedzieć jak pognębionego istnienia
czy ciebie Allen też
dalej Broadwayem do Parku Washingtona
przed pomnikiem markiza de Lafayette
wypuszczam się w orację
jak owa nikomu bliżej nie znana rzeźba
przewyższa kunsztem Statuę Wolności
i dlaczego
przecież jeden i ten sam rzeźbiarz obie je rzeźbił itd etc itp
antykwariaty starzyzna lombard z trąbkami Charliego Parkera
ażeśmy się w końcu znaleźli przed sklepikiem Gem Spa
tym z lodami na rogu 2 Ave i St. Mark’s Place
i przy stosach przyprószonego śniegiem NYTimes’a
przyszło nam wybierać jakie na Good Night
wanilia truskawki czy orzechy z czekoladą
bierz ile chcesz ośmiela Allen
wczoraj wypłacili mi część za antologię…