Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

czwartek, 21 stycznia 2016

Poemat dygresyjny Jacka Gulli - Q., R.

Q.
w tym roku umarł Peter Orlovsky
towarzysz życia Allena
z ostrymi problemami z piciem
na coś w rodzaju pożegnalnej stypy literackiej
w gościnnym St. Mark’s Church
trafiłem przypadkiem
ogromna sala zapełniona do ostatniego krzesła i półki
a ja o dziwo nie ujrzałem ani jednej znajomej twarzy
ja który do niedawna znałem jak to się mówi wszystkich
—–R.
pożyczyłem z biblioteki całość twórczości Ginsberga
Allen żyje jakby nie było śmierci aktywny socjalnie ekstatyk
w rodzaju biblijnych proroków i mistyków
trudno go jednak spożytkować na użytek własnej poezji
bo po pierwsze on sam pożyczył głos od Whithmana
a po drugie byłby to wpływ przygniatający
pozbawiający swe ofiary ich własnej osobowości
Allen nie był poetą poezji w rodzaju Miłosza czy Herberta
których influencje mogą być zachętą i inspiracją
dla młodszych wielbicieli pióra i Muz
Allen tworzył z etycznego obowiązku
głos szarego obywatela angażujacego się w sprawy wielkiego świata
będzie wysłuchany uczyni Amerykę i świat miejscem obszerniejszym
niż był on w latach zimnej wojny McCarthy’ego i kiczu
kiczu proponowanego tutejszemu społeczeństwu jako życiowy sukces
a jeśli chodzi o seksualną orientację rozerotyzowanego Allena
należy pamiętać że gdzieś w latach ‘50 samobójstwo popełnił
nasz Jan Lechoń zaszczuty przez polonusów donosami do IRS
za podobne “przestępstwa”
w tym kontekście odwaga Allena piszącego “Skowyt”
który ponoć nie był przeznaczony do druku
pachnie wręcz samobójczym heroizmem
pewnie jego biblią był “Eros and Civilisation” Marcusego
lubiłem wpadać na niego przypadkiem
w metrze w autobusie na prywatkach dzielnicowej bohemy
w sklepiku Gem Spa w ponurej kamienicy
gdzie przez długie lata mieszkałem w East Village
kupował gazety lody najchętniej truskawkowe
i pochłaniał je w drodze powrotnej do domu na Wschodniej 11 Ulicy
chętnie mu towarzyszyłem
nie musieliśmy nic mówić żeby czuć to samo
albo trafiałem na poetę na ławce w Washington Park przy NYU
wygrzewał starzejące się kości jesienią
uśmiechał się z ulgą na widok hiacyntów wiosny
dumał wpatrzony w cyrk lata przy fontannie
jego obecność nobilitowała każde miejsce
dziury zapomniane przez Boga jak i sale gdzie niegdyś przemawiał Abe Lincoln
z Allenem gdzieś w pobliżu szary człowieczyna czuł że jego znikomość
cierpienia i troski codzienne nie są bez znaczenia
stąd też otaczało go zawsze grono of awed followers
osobnicy często bez talentu ale z sercem uwrażliwionym
na jego krzyki śpiew i śmiech
wobec apokalipsy na horyzoncie
Allen nie pozwalał sobie na śmiech zbyt często
na jego skinienie gotowiśmy byli rzucać się z gołymi rękami
na pociągi przewożące nuklearne materiały na szeregi policji
w demonstracjach
na rzecz wolnej Palestyny równouprawnienia seksualnego
prawa do głosu dla wszystkich
poturbowanych przez życie albo proponujących życiu
ryzykowne a nieodzowne przemiany
na uroczystości pogrzebowej dla Petera Orlovskiego kilka miesięcy temu
w powietrzu nad głowami słuchaczy unosił się duch
duch szczodry z rezerwą oszczędny w sobie jak nigdy za życia
albo mi się to po prostu przywidzialo
to jakby gęstsze powietrze pełne fałdów fal i wirów
wybaczliwe bogatsze w tlen wysoko pod kościelnym stropem
powietrze z palcem na ustach
bo żaden z poetów nie odczytał jednego wiersza Allena
a przynajmniej ja tego nie słyszałem
ani go nie wspomniał tego wieczora z imienia