Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

piątek, 30 października 2015

Wywiad z Adamem Lizakowskim - cz. II

 Wymienię kilka Twoich wierszy, w których pojawia się nazwisko Ginsberga: Wizyta u Państwa Apollinaire, Allen Ginsberg, Upadek Ameryki, List trzydziesty piąty. Napisz, czy Ameryka jest nadal rajem dla emigrantów. W Zapiskach znad zatoki San Francisco pisze Pan o Ginsbergu jako o swoim ulubionym poecie. Przez pewien czas był on chyba jednym z głównych poetów, którzy wywarli na Ciebie wpływ.

Tych wierszy jest więcej i w języku polskim, i angielskim. Najnowszy ukazał się w tomiku wierszy pt. „Pieszyckie łąki” wydanym w 2010 r. i nosi tytuł Rozmowa nad miską z pierogami.  Wiele wierszy  o beatnikach przywiozłem z San Francisco do Chicago, które wydałem w arkuszu poetyckim (50 egz.) pt. Na kalifornijskim brzegu w 1996 roku. Część tych wierszy weszła do polskiego wydania Złodziei czereśni w roku 2000 wydanym przez wydawnictwo Adam Marszałek w Toruniu. Jednak nie wszystkie wiersze włożyłem do Złodziei czereśni. Te opisujące dzielnicę włoską North Beach, to jest miejsce – kolebka Beat Generation, poetów z San Francisco, pominąłem, bo nie pasowały mi do tematyki tomiku. Wiersze o ważnych miejscach, w których spotykali się najwięksi poeci Ameryki drugiej połowy dwudziestego wieku, wciąż czekają w moich szufladach. Wiersze takie jak Caffe Trieste, Caffe Greco,  Bar Vesuvio, który mieścił się dosłownie pięć kroków od księgarni City Lights czekają na odpowiedni moment, aby ujrzeć światło dzienne. W Vesuvio piłem tylko i wyłącznie miejscowe piwo (o wybornym smaku), czyli z browaru san franciszkańskiego o nazwie Anchor w pękatych butelkach z naklejką, na której była kotwica. Pamiętam, że naklejki te delikatnie zdzierałem i wysyłałem w listach do Polski, do znajomych, którzy kolekcjonowali naklejki piw z całego świata. Może warto jeszcze dodać, jako ciekawostkę, że założyłem Caffe Trieste, był Włoch – Papa „Giotta” Gianni, który przybył do San Francisco z Rovigno, o miejscowości tej pisał Zbigniew Herbert i nawet nadał jednemu ze swoich tomików tytuł Rovigno. Wymienione kawiarnie i wiele innych spełniały w latach 50., 60., ogromną rolę w promocji nie tylko poezji, ale także jazzu i były ostoją współczesności. Tam za „tanie pieniądze” oferowano dobrą kawę, piwo, wino, z włoskiego chleba kanapki z salami, serem, pomidorem, pizzę, pasty, etc. Amerykański chleb dla Polaka jest niejadalny, tzw. „wata”, tego nie da się wziąć do ust, ani nie ma smaku, ani nie można go smarować, chyba, że masłem kokosowym, i nic nie da  się na nim położyć.
            Przywołuję atmosferę, wspomnienia o Ginsbergu i beatnikach sprzed prawie 30 lat, bo chcę pokazać, że tak naprawdę byłem pod ich „urokiem” przez bardzo długi okres w moim życiu. Te pierwsze dziesięć lat, które spędziłem w Ameryce, właśnie w San Francisco, będą niezapomniane i zawsze powracają do mnie. Poza tym będąc poetą mieszkającym w San Francisco nie sposób nie być pod wpływem poezji beatników, których ślady do dzisiaj są tam bardzo widoczne i kultywowane, i nie ma co ukrywać – są także dużą atrakcją turystyczną.
             W Chicago z beatnikami i Ginsbergiem się nie rozstałem, gdy rozpocząłem studia na Columbia College moim osobistym doradcą tzw. student adviser został  profesor Tony Trigilio syn włoskich emigrantów, który zamienił religię katolicką na buddyzm zen. Tony nie tylko uwielbia Ginsberga, ale dla niego zmienił wiarę, przestał jeść mięso, upodobnił się do niego zapuszczając brodę i włosy, przyjął filozofię beatników, a także sporą część swojego życia poświęcił na pracę naukową o nim. Napisał dwie książki, Allen Ginsberg’s Buddhist Poetics (Southern Illinois University Press, 2007) oraz Strange Prophecies Anew: Rereading Apocalypse in Blake, H.D., and Ginsberg (Fairleigh Dickinson University Press, 2000). Gdy dowiedział się, że jestem z San Francisco naszym rozmowom o beatnikach nie było końca. Studiowałem creative writing poetry, więc nie było możliwości, aby po raz kolejny nie natrafić na beatników i Ginsberga. Podczas warsztatów poetyckich poświęconych współczesnej poezji brytyjskiej i amerykańskiej (Modern British and American Poetry), którą wykładał Tony napisałem wiersz o Ginsbergu, który tutaj zamieszczam, a można go znaleźć w grupie moich wierszy pisanych po angielsku na stronach  http://www.poemhunter.com/. Jakby na to nie patrzeć wciąż Ginsberg towarzyszy mi i nie mam nic przeciwko temu, aby tak było nadal. Jest to miłe, jednak jego poezja straciła siłę oddziaływania na moją.

A poem about Allen Ginsberg


bald, unshaven revolutionist of ink
slightly stooped, nervously reading
his poems to the avid few
who were thirsty for his words
listening with open mouths, eyes, hearts
the sound is a word even in a dream
Allen Ginsberg the petulant child
of immigrants raised by wolves
the maniac who insisted
on throwing stones of accusation
into the cultivated garden of American poetry
the phenomenal poet of reality,
chanting his poetry -
useful as a phone book which list only
disconnected numbers -
genuine cursing of life and America
an angel clinging black phoenix feathers
in his hand howling about oppressors,
Buddhism, Zen, the FBI,
the dust that covers books in libraries
and about you and me.




Dziwne miałem uczucie, gdy na wykładach profesorowie przedstawiali sylwetki i twórczość poetów Beat Generation, których ja miałem przyjemność poznać osobiście w barach, kawiarniach, księgarniach, podczas wieczorów i odczytów poetyckich w San Francisco. Wtedy uczucie tęsknoty nie do opisania wracało do mnie, chciałem gnać na skrzydłach do San Francisco, aby raz jeszcze uczestniczyć w spotkaniach z Robertem Duncanem, Garym Snyderem, Lawrencem Ferlinghettim, Michaelem McClurem, Philipem Lamantią, Allenem Ginsbergiem, i nieważne było to, że wielu z nich już nie żyło. Dla mnie najważniejsze było to, że kiedyś, nie tak dawno temu, stałem obok nich, rozmawiałem, pytałem, how are you?, patrzyłem w oczy, oglądałem nieogolone twarze, słuchałem ich wierszy, patrzyłem jak poruszają się ich usta przy wypowiadaniu słów, jak piją piwo, wino, zaciągają się dymem papierosowym. Gorączkowo rozmawiają ze znajomymi o poezji, sztuce, o tym co wieczorem zjeść na kolację. Jacy są mili dla podpitych turystów domagających się podpisów na serwetkach papierowych. Ubrani tak, jak to Amerykanie, z wyjątkiem Roberta Duncana, który zawsze miał garnitur, wyczyszczone buty, piękną laskę.  Nosił się jak gentleman angielski.