Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

poniedziałek, 29 lutego 2016

Z Piotrem Bikontem o Allenie Ginsbergu - cz. II (ostatnia)

Ile razy i kiedy spotkałeś Allena Ginsberga?

Spotkałem go raz, w 1986 roku w Warszawie. On miał benefis w Starej Prochowni. Towarzyszyli mu Baran i ktoś jeszcze. Wyglądało to w ten sposób, że najpierw Allen czytał swój wiersz, a potem oni czytali swoje tłumaczenia. W przerwie podszedłem do Ginsberga i sprezentowałem mu ten pierwszy numer podziemnego „Pulsu”, w który ukazało się moje tłumaczenie „Kral Majales”. Spytałem czy będzie czytał ten wiersz, on powiedział, że nie planował, ale skoro chcę, zaproponował mi przeczytanie tego poematu. To było niesamowite. Potem rzucił się na mnie, wycałował mnie i dostałem od niego tom poezji z dedykacją. I to był tylko ten jeden raz. Ja zresztą nie mam takiej potrzeby, żeby się kontaktować z różnymi artystami, poetami, których podziwiam. Mam takie wrażenie, że znam tak dobrze kogoś takiego z tego, co on pisze, że poznawanie go mogłoby mi ten obraz jakiś zaciemnić. Nie wiem właściwie o czym miałbym z takim kimś rozmawiać. To nie znaczy, że tego unikam. Jak kogoś znam to jego muzyka, poezja, jego utwory jeszcze więcej mi mówią, ale jak kogoś nie znam, to nie mam parcia na poznanie.

W „Miesięczniku Literackim” z 1985 roku ukazała się recenzja książki Ginsberga „Utwory poetyckie” w tłumaczeniu Bogdana Barana. W recenzji Bogusław Jasiński napisał, że „w manifestach i deklaratywnych wierszach Ginsberga nie zostało dziś nic prócz wątpliwej jakości filozofii podbrzusza” i że „świat Ginsberga rozciąga się między pępkiem a kolanami”. Jak to skomentujesz?

Ten ktoś tego nie czuje, nie odbiera tak, jak powinno się to odbierać. Ja się z tym nie zgadzam, ale wiem, że jest taki odbiór poezji Ginsberga. Tematem poezji Ginsberga nie jest świat zamknięty między podbrzuszem a kolanami, ale jest to świat jego doświadczeń i on te doświadczenia wyrzuca z siebie. Ale służą mu też do tego, żeby się rozpiąć na cały świat i siebie rzutować na ten świat. W tym sensie jest to akt totalny, jest to też akt totalnej spowiedzi, bo jest to też poezja konfesyjna. Ale poza tym jest to też poezja rytmiczna oparta na oddechu i bardzo buddyjska. Żadna z tych rzeczy nigdy nie może być doskonała i u Ginsberga nigdy nie jest, ta jego niedoskonałość jest wpisana w formułę jego poezji. Ale nie trywializowałbym jego poezji i nie zamykałbym tylko do sfery erotycznej czy erogennej.

Czy, zgodnie ze słowami Piotra Sommera, warto ocalać poezję Ginsberga?

Oczywiście. Przecież jest to część kultury i to bardzo istotna.

Czy ta poezja nie zdewaluowała się?


Przecież będziemy ją dziś wykonywać. Włodek Kiniorski w ogóle nie miał z tym nic wspólnego, a jak to usłyszał to tak mu się to spodobało, że mówił, że chce to wykonywać na koncertach. Ginsberg do takich ludzi, jak Kiniorski przemawia, bo Kiniorski ma inny umysł, bardzo chłonny, inaczej myśli. To jest poezja doświadczenia, to jest bardzo ważne, a poza tym Ginsberg nie ma kontynuacji i to jest też bardzo ważne, żeby go ocalić. Nie mówiąc już o tym, że jeśli wspomnieć przeżywanie własnych doświadczeń i doświadczeń ludzi najbliższych poezja Ginsberga jest niesamowitym dokumentem tamtego świata, tamtych czasów, tamtych miejsc i ludzi. Trudno znaleźć się w San Francisco czy Nowym Jorku i nie pomyśleć o Ginsbergu, w Nowym Jorku wszystko się kojarzy z Ginsbergiem.

Z Piotrem Bikontem


 Z Piotrem Bikontem i Maniuchą Bikont