Jest to zapis korespondencji z prof. Tadeuszem Sławkiem. Udało mi się też chwilę porozmawiać z nim podczas trzeciej edycji festiwalu Ad Libitum w 2008 roku i wysłuchać oraz obejrzeć na żywo występu projektu stworzonego z Bogdanem Mizerskim. Tadeusz Sławek deklamował/czytał/krzyczał swój bardzo długi wiersz "Na skraju", a Bogdan Mizerski robił świetne tło muzyczne. Fragment poematu "Na skraju" (DOTYCZĄCY M.IN. ALLENA GINSBERGA), składającego się z 13 części, zamieściłem w swojej książce. Projekt Sławka i Mizerskiego nazywa się "Esej na głos i kontrabas". POLECAM! YouTube zawsze pomocne :)
Czy poznał Pan osobiście Ginsberga? W
jakich okolicznościach? Ile razy się spotkaliście?
Były trzy razy.
Pierwszy raz tyczy się znacznie wcześniejszej okazji, 9 kwietnia 1986 roku,
kiedy to odbywało się spotkanie w Krakowie w Teatrze Stu przy Alejach
poświęcone, o ile pamiętam, poezji amerykańskiej, na które zostaliśmy
zaproszeni razem z Andrzejem Szubą. Spotkanie miało istotnie raczej „teatralny”
charakter, bez rozmów, nieformalnych kontaktów etc. Przyjechał z gitarzystą
(chyba z the Fugs właśnie). Druga okazja to Katowice, Teatr Korez, lata 90.,
chyba połowa, gdzie z całą pewnością Ginsberg był głównym zaproszonym gościem,
czytał wiersze i śpiewał, także Blake’a. Byłem wtedy Jego tłumaczem w trakcie
spotkania, którego dobrym duchem był artysta malarz Andrzej Urbanowicz. Po
wieczorze w Teatrze zaproszono Ginsberga do atelier Andrzeja, gdzie, o ile
pamiętam toczyły się rozmowy o sztuce.
Był jeszcze
trzeci raz, na uniwersytecie Stanford w roku 1995, gdzie Allen Ginsberg
przyjechał po tym, jak głośne stało się jego sprzedanie za dużą sumę pieniędzy
swego archiwum obejmującego także przedmioty osobiste (jak np. trampki) jednemu
z uniwersytetów kalifornijskich (dziś nie pamiętam, czy to był Stanford właśnie
czy San Diego, gdzie jest bardzo ciekawy zbiór poetyckich materiałów).
Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z
poezją Ginsberga (i innych bitników) i co zadecydowało, że zaczął go Pan
tłumaczyć?
Przełom lat 60.
i 70. Myślę z perspektywy czasu, że zdecydowały dwie sprawy: pewna postawa
tyleż życiowa (bycie, które nazywam na swój użytek „byciem na skraju”), co i
estetyczna (np. długa fraza wierszowa i współbieżność muzyki i tekstu), a po drugie – próba przeniesienia pewnych doświadczeń filozofii
Wschodu (w Katowicach istniała bardzo silna sangha buddyjska skupiona wokół
Andrzeja Urbanowicza i jego ówczesnej żony, malarki Urszuli Broll
zafascynowanej malarstwem tantrycznym). Uczestniczyłem przez kilka lat w tych
spotkaniach, tłumaczyłem teksty, a równolegle tworzyliśmy w Bytomiu coś, co
nieformalnie zwane było Teatrem u Leszczyńskich, gdzie dawaliśmy koncerty
muzyczno-tekstowe (Grażyna Leszczyńska, była polonistką, Marek L. muzykiem i
plastykiem, dzisiaj osobno, oboje za granicą). Co najmniej dwa przypominam
sobie wyraziście: „Kruk” wg. Teda Hughesa i „Apoloniusz z Tiany” według Charlesa Olsona, którego tłumaczenie opublikowała potem
„Literatura na świecie”, a że Olson był ważny dla beatników przez swoją
praktykę i teorię „projective verse”, zatem i z tej strony płynęła inspiracja.
Potem napisałem o Olsonie książkę.
W jakim stopniu można mówić o wpływie Ginsberga na literaturę polską? Jeśli można to w jakich okresach? Czy wpływ Ginsberga jest widoczny we współczesnej polskiej poezji?
Na kolejne
pytania nie potrafię właściwie odpowiedzieć, bowiem nie śledzę specjalnie tego,
co dzieje się w poezji. Sam nie uważam się w żadnym razie za poetę. Dlatego to,
co robimy z Bogdanem nazwałem „esejem na głos i kontrabas”, i widzę to jako
alternatywną formę wykładu, niż poezję par excellence.
Czy Ginsberg miał cokolwiek wspólnego z
Pana dokonaniami muzycznymi wraz z Bogdanem Mizerskim? Jeśli tak to proszę
bardzo o opisanie tego. Jaki ma Pan stosunek do angażowania się Ginsberga w
projekty muzyczne - McCartney, Dylan, Cohen, Glass, The Clash, The Fugs?
Ginsberg miał
wpływ na moje z Mizerskim przygody tekstowo-muzyczne (zanim spotkałem Bogdana w
1977 roku pracowałem z taśmą), chociaż raczej na płaszczyźnie inspiracji muzycznej
niż praktyki poetyckiej. Miał swoje oddziaływanie także dlatego, że pokazał, że
możliwa jest długa wypowiedź poetycka, stąd i moje z Bogdanem przygody z co
najmniej czterema długimi poematami Robinsona Jeffersa, wielkiego
Kalifornijczyka, którego bardzo cenię i które to narracje graliśmy przez kilka
lat z różnymi muzykami (Józef Skrzek, Marek Stryszowski, Krzysztof Knittel,
Mieczysław Litwiński). Po latach myślę, że bardziej jednak odcisnęli się na
moim myśleniu ludzie z Liverpoolu i Londynu. Nie mam także
dostępu do bardziej „hermetycznych”
nagrań muzyków, o których Pan pisze. Proszę zrozumieć, jestem człowiekiem niezrzeszalnym, „na
skraju”, a to ma naturalne konsekwencje.
Jakie wrażenia wywierał na Panu Ginsberg?
Jakim był człowiekiem? Czy lubił go Pan jako człowieka i jako poetę?
Pamiętam
Ginsberga jako miłego, ciepłego człowieka, który nie bał się mówić o starości i homoseksualizmie, ale na bardzo osobistym, a nie „ideologicznym”
poziomie.