Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

wtorek, 8 marca 2016

Korespondencja z Jerzym Dębiną o przygodach z Allenem Ginsbergiem

Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z poezją Allena Ginsberga? Czy od razu miał Pan świadomość, że Ginsberg również występuje na scenie i śpiewa?

Pierwszy raz? Myślę, że było to na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, zielona książeczka Wśród Poetów Amerykańskich; o tyle ważna, że tłumaczenie Ameryki Tadeusza Rybowskiego wykorzystałem (niestety nie było ono precyzyjne). Później potoczyło się lawinowo; Wizjonerzy i Buntownicy antologia znów w nieciekawym tłumaczeniu Teresy Truszkowskiej, za to dwujęzyczna, mogłem więc się uczyć tekstu w oryginale; w końcu Utwory Poetyckie w tłumaczeniu Bogdana Barana chyba najlepszym (wykorzystałem duże fragmenty poematu Kadysz). Gdy już miałem gotowy program, pojawiło się tłumaczenie Grzegorza Musiała, które zwaliło mnie z nóg, ale to był trzeci rok grania Ginsberga
Nie miałem najmniejszego pojęcia, że melodeklamuje, dopiero w Kielcach (1986 r., Pałac Zielińskich) zobaczyłem go z dziecięcą harmonią, towarzyszył mu Steven Taylor na gitarze, nie wiem, co robił Peter Orlovsky w tym trio, bo rzucił Ginsberga dla jakiejś kobiety, na krótko przed przyjazdem do Polski.

Jak Pan odnosi się do działalności polityczno-społecznej Ginsberga?
Trudno mi się odnieść do samej działalności polityczno-społecznej, wtedy do mnie oprócz paru wierszy nie docierały tego typu wiadomości, ale z Ameryki i Skowytu wiele na ten temat można się dowiedzieć.

Jaki ma Pan stosunek do tzw. elementów legendy Ginsberga, czyli ekscentryzmu, narkotyków, występów na scenie czy romansu z hippisami?
Starszy, ubrany na biało, w eleganckiej siwiźnie, trudno było uwierzyć w ten jego ekscentryzm, sam trochę hippisowałem, więc romans był jakby na miejscu. Poważnie zaś jego ekscentryzm, alkohol, narkotyki to były narzędzia, trzeba przyznać niebezpieczne, którego go otwierały emocjonalnie i literacko.

Jaki miał wpływ na Pana Allen Ginsberg i jego poezja?
Jako młody człowiek recytowałem poezje Ginsberga na Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim, wygrałem (fragmentem poematu Kadysz) finał centralny OKR w 1982 r w Ostrołęce. Rok później zacząłem grać z Ireneuszem Dudkiem wersję muzyczną poezji Ginsberga, potem teatralną; monodram nosił nazwę Klucz jest w blasku słońca, którym zdobyłem nagrodę Ministra Kultury i Sztuki na Ogólnopolskich Spotkaniach Amatorskich Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu (1983 r.). Na profesjonalnym już Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Toruniu (1984 r.) monodram był pokazywany poza konkursem. Podczas gali wręczania nagród przewodniczący jury, Józef Szajna, podziękował oficjalnie za ten spektakl, co się nie zdarzało często w historii tego festiwalu. W spektaklu, jak i wersji muzycznej, wykorzystałem głównie poemat Kadysz (fragmenty) i Ameryka (w całości). Opowiadałem historię matki poety, ale to był pretekst do opowiedzenia historii z własną matką w tle (szpital dla psychicznie i nerwowo chorych w Branicach, zmarła równo rok po spotkaniu z Ginsbergiem). Ginsberg zdystansowany, często z nutką ironii czytał Kadysz na spotkaniu w Kielcach. Zaczął od bluesa o dopiero co zmarłym ojcu,  zapowiedział mnie, a potem przeczytał poematy, które prezentowałem. Myślał, że robię dokładnie to co on, tyle że z pamięci i niepotrzebnie się egzaltuję. Wyjaśniłem, że przycinając i odpowiednio na nowo składając fragmenty Kadyszu, opowiadam już inną, własną historię inspirowaną jego twórczością.
Fatum.
Gdy zaczynałem pracę nad Kadyszem moja matka była zdrowym człowiekiem, gdy kończyłem Klucz jest w blasku słońca, matka zachorowała i przez kilka lat leczyła się w szpitalu w Branicach.
W Manhattan Blues, wersji muzycznej poematów Allena przewinęło się wielu artystów, sześciu zmarło z przedawkowania narkotyków i alkoholu. Koncert był prezentowany ponad 500 razy. W 1994 program zarejestrowała TV S z Poznania. Dysponuję tym nagraniem.

Poematu Howl, nigdy nie prezentowałem, robił to natomiast mój przyjaciel, Edward Gramont z teatrem Terminus A Quo z Nowej Soli.

P.S. Ciekawostka: gdy byłem w pałacowej toalecie {w Pałacyku Zielińskiego w Kielcach - A.P.], obok zaczął sikać jakiś mężczyzna, po chwili spytał czy nazywam się tak a tak, zdumiony kiwnąłem głową, no to spytał, jakie wiersze będę mówił, bo Ginsberg chce potem je przeczytać i że nazywa się Bogdan Baran.
I jeszcze jedno, na sali panował kompletny ścisk, udało mi się przedrzeć w kierunku sceny i usiąść z boku na scenicznym podwyższeniu, masę ludzi siedziało na podłodze tuż przed sceną, trochę szukało jeszcze choćby skrawka wolnego miejsca przy scenie, więc nie zdziwił mnie widok starszego człowieka, na którego podłogowcy klęli pod nosem, gdy ten zamierzał także usiąść na tym podwyższeniu. Co mu się zresztą udało. Po chwili usłyszałem od niego coś w rodzaju szeptu: Jestem Allen Ginsberg. Będę śpiewał dwie pieśni, później pana zapowiem.