Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

niedziela, 20 marca 2016

Z Adamem Szostkiewiczem o Allenie Ginsbergu (i Czesławie Miłoszu) - cz. IV ostatnia

Chciałbym wrócić do Polski. Jak Ginsberg kiedyś funkcjonował w tych polskich realiach i jak funkcjonuje – jeżeli w ogóle funkcjonuje – teraz?

Wydaje mi się, że kiedy już minął ten okres podziemny, legendarny, o którym mówiliśmy, jak on zaczął przenikać do prasy literackiej, bardzo oszczędnie, ale zaczął; potem, wspomniał pan sam, duży wybór jego wierszy, wydany oficjalnie, a nie gdzieś na bibule hippisowskiej, tylko w Wydawnictwie Literackim. Oczywiście został dostrzeżony. Ja pamiętam – był okres bardzo sporej aprobaty, rzeczywiście. To też było spowodowane, powiedzmy sobie szczerze, odwrotnością tego podejścia Jasińskiego w Miesięczniku Literackim – dobre, bo amerykańskie, dobre, bo bitnikowskie, dobre, bo antyestablishmentowe, czytaj: mamy dość tej komuny, niech ona sobie wreszcie pójdzie; i każdy, kto pisze o tym, że trzeba walczyć, trzeba się buntować przeciwko establishmentowi – trochę to było tym podszyte. Była więc pewna taryfa ulgowa na tej zasadzie, że i u nas były te nastroje dosyć buntownicze i szukało się pewnych potwierdzeń czy inspiracji także w twórczości zachodniej czy w tym wypadku amerykańskiej. Ta pozycja, którą Ginsberg zajął była dość silna, potem przyszedł kryzys, który jest prosto wytłumaczalny – był rok 1989, był przełom, wszyscy zaczęli się interesować realnym życie, a nie taką dyskusją między wierszami: podoba mi się Ginsberg to znaczy nie podoba mi się komuna, to już nikogo wtedy nie interesowało. Alternatywny styl życia choćby, to wszystko przestało być już takie atrakcyjne, bo nagle można było żyć prawdziwym życiem, granice były otwarte, dyskusje możliwe na wszystkie tematy, a myśmy budowali nowy kraj, nową Polskę. Ja choćby byłem rzecznikiem kampanii prezydenckiej Tadeusza Mazowieckiego i nie myślało się już o innych sprawach. To nie znaczy, żeśmy to lekceważyli czy przekreślali, ale to już nie było ważne, ważne było, co będzie w tym kraju i jak to będzie wyglądać. Pewnie dla niektórych ludzi, którzy przeszli jakoś przez kontrkulturę, przez inspirację tymi ideami, to było nadal w jakiś sposób ważne, żeby ten kraj był możliwie jak najbardziej wolnościowy, ale świadomie myśmy żadnych nawiązań nie robili do tego. Z tego też powodu ludzie tacy jak ja odeszli od zainteresowań literackich, to jakby zblakło. Potem oczywiście przyszedł ten moment symboliczny – śmierć Ginsberga, wtedy się przypominało go, chwaliło i pisało o nim. On już wtedy funkcjonował w polskiej świadomości jako ikona.

Pisało się raczej o nim jako o ekscentryku, wspaniałym interpretatorze poezji, niż o poecie, który coś jednak osiągnął.

Właśnie tak. On wtedy został sprowadzony do poziomu skandalisty, bo interpretowanie wierszy już było za trudne, ale skandale były bardzo medialne. Ginsberg został wciągnięty w te tryby powstającego nowego społeczeństwa i nowych mediów, które już eksponują bardziej wątki sensacyjne, skandaliczne, osobowościowe, a nie mają czasu ani kompetencji, żeby się zając tym, co jest merytorycznie najciekawsze, najważniejsze, przynajmniej z punktu widzenia ludzi bardziej zorientowanych w temacie, czyli np. nim jako poetą. Dzisiaj ci bitnicy chyba już i w samej Ameryce, a w Polsce na pewno, nie emanują tą magią z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, może jeszcze osiemdziesiątych, ta magia chyba się już wyczerpała. O tym rozmawiają już chyba tylko koneserzy, jak my teraz. To jest chyba jakimś pośrednim dowodem – pan pisze pracę doktorską, czyli Ginsberg jest w pewnym sensie nobilitowany, a z drugiej strony znaczy to, że jest już w muzeum, sklasyczniał, jest klasykiem buntu, klasykiem kontestacji, klasykiem eksperymentu poetyckiego, bo przecież ta jego propozycja poetycka to była jakaś rewolucyjna zmiana w poezji amerykańskiej.
Rozmawiamy teraz o tych różnych odsłonach, obecności Ginsberga w Polsce. Ja napisałem pracę magisterską o Stachurze. Duży rozdział poświęcam związkowi Stachury z bitnikami. Pisałem ją pod koniec lat siedemdziesiątych i wtedy to było bardzo żywe, więc szukałem i znajdowałem, tak mi się wydaje, wpływ – w tym wypadku pośredni – na ówczesnych idoli. Stachura wtedy był symbolem alternatywy pod względem stylu życia i pod względem swojej propozycji literackiej. Ale dzisiaj paradoksalnie, jak mówimy o tych różnych fazach obecności, nie tyle Ginsberga, co samej idei alternatywnej, kontrkulturowej czy jakkolwiek to nazwać,  w literaturze polskiej, odżywa zainteresowanie wśród młodych ludzi Stachurą. Może to jest jakiś sygnał, że w Polsce jest gotowość do przyjęcia takiej poezji, ale wydaje mi się, że jednak to pozostanie niszowe, to nigdy nie będzie mainstream. Mówię o przyjęciu czy szukaniu jakiejś alternatywy, wszystko jedno czy inspiracją będzie Stachura czy Ginsberg i bitnicy, albo kontrkultura mówiąc szerzej. Młodzi jak już szukają alternatywy to chyba nie tak konkretnie, Ginsberg czy Kerouac, tylko kontrkultura, hipisi itd. Choć moje dzieci hipisowską drogą nie poszły, bo starsza córka jest urzędniczką i pracuje w ministerstwie, a druga studiuje na Akademii Sztuk Pięknych, ale kończy design, czyli rzecz bardzo praktyczną. One chętni posłuchają, jak tata opowiada czy same przeczytają jakiś artykuł, ale to je pozostawia obojętne, idą inną drogą. Zresztą jakieś badania były niedawno przeprowadzone, wczoraj chyba o tym czytałem, że polska młodzież jest bardzo kontestacyjnie nastawiona, ale jednocześnie bardzo pewna siebie i szuka swoich celów. Moje pokolenie ma wyobrażenie, że młody człowiek jest bardziej podatny na bunt, na kontestację, więc może być zaskoczenie, że z tego badania wypływa wniosek, że jest pewna grupa, której zależy, żeby się w życiu dobrze odnaleźć i wierzy, że się odnajdzie.
Ale wracając do Ginsberga – być może teraz, paradoksalnie, rośnie pokolenie niemainstreamowe młodych ludzi, którzy będą bardziej podatni, czy bardziej zainteresowani taką propozycją, której symbolem w jakimś sensie był Ginsberg czy tak, jak może być czy nawet jest, jak się okazuje, Stachura.

Co Pan wie o stosunkach łączących Ginsberga z Czesławem Miłoszem?


Tak się składa, że z Miłoszem się znałem osobiście, dość blisko, ale nie bardzo blisko, mówię o okresie krakowskim. Pierwszy raz zetknąłem się osobiście z Miłoszem w 1998 roku jeszcze w Kalifornii, w San Francisco. Powiem panu, że byłem bardzo onieśmielony, chociaż miałem już swoje lata, trzydzieści sześć lat miałem, jak się z nim zetknąłem; miałem wiele pytań, ale akurat nie o Ginsberga. Potem dowiedziałem się, że napisał wiersz poświęcony Ginsbergowi, zresztą też wspomina o nim w Widzeniach znad Zatoki San Francisco. Potem jakoś do tego wróciłem, zagadnąłem go, ale on powiedział, że już wszystko o tym napisał i dalej tego nie rozwijał. Powiedział, że ceni go jako poetę. Dziwne, prawda? W końcu noblista, co byśmy o nim nie powiedzieli. Czyli wysłał jakiś sygnał, że z tą rolą kulturowego buntownika, proroka, to może miałby pewien kłopot, ale z rolą poety i ze znaczeniem poetyckim  Ginsberga – nie. O wiele więcej o tym wiedziałby na pewno Jurek Illg, który miał więcej kontaktu z Miłoszem, choćby po linii wydawniczej, bo jest szefem wydawnictwa, które Miłosza wydawało. Ale wracając do Miłosza – wiem, że to był autentyczny szacunek dla Ginsberga, myślę, że przede wszystkim literacki, artystyczny, mniej ten kulturowy, bo jednak Miłosz wbrew temu, jak często dziś ustawiają go krytycy, przeciwnicy w tym naszym polskim piekiełku, on miał dosyć konserwatywne poglądy i dosyć konserwatywny styl życia, nie zaliczał się do żadnej bohemy. I chyba przeszkadzał mu ten, karykaturalny już, model kontrkulturowy. Mi to już przeszkadza, człowiekowi urodzonemu w 1952 roku, a co dopiero jemu, jemu z trudem przychodziło coś takiego oglądać, on to uważał za kompletną degrengoladę. W takim stopniu, w jakim on mógł kojarzyć Ginsberga jako lidera społecznej rewolucji, to w takim też stopniu mógłby się od niego dystansować i od kontrkultury jako od pewnego zjawiska kulturowo-społecznego. Politycznie, tak myślę, patrzył podobnie, jak Ginsberg, ale to już inny temat.
Adam Szostkiewicz