Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

piątek, 19 lutego 2016

Rozmowa z Kamilem Sipowiczem - cz. IV (ostatnia)

Czy teraz widzisz wpływ Ginsberga na współczesnych poetów?

Musiałbym to prześledzić czy jakiś współczesny poeta polski jest pod wpływem Ginsberga, brak mi na to danych. Z tych poetów, których ja znam to nie, ale być może ty jakichś znasz, którzy się fascynują Ginsbergiem i z niego czerpią. Ja mogę powiedzieć, że z moich czasów to ci ludzie – Markiewicz, Karasek, Kozłowski, Gulla, Sadurski, Sławek pod jakimś wpływem Ginsberga byli, ale jak jest dzisiaj to nie wiem.

Czy na ruch hippisowski w Polsce miał wpływ buddyzm Ginsberga?

Tak. W pewnym momencie hippisi zaczęli wydobywać te buddyjskie elementy z tej ideologii. Zresztą buddyzm bardziej tu pasował niż chrześcijaństwo, niektóre grupy hippisowskie przekształciły się w sanghi buddyjskie, jak choćby słynna grupa skupiona wokół Urbanowicza w Katowicach, Sławek, Illg, Eichelberger, oni stali się buddystami, Tomek Hołuj. Później w Warszawie powstawały sagi. Wielu hippisów przeszło na buddyzm, potem z niego wyszli, ale niektórzy zostali. Buddyzm chyba najbardziej pasuje hippisom, bo jest taką filozofią, która kpi sobie z zasad tożsamości, przyczynowości, nie tworzy takich potwornych ideologii, chociaż może oczywiście tworzyć, jak każda religia.

Jaki wpływ miał śpiewający Ginsberg na muzykę w Polsce?

Miał spory wpływ. Zespoły typu Osjan, wczesny Maanam czy inne formacje z tego jego buddyjskiego śpiewania, gaworzenia coś wzięły na pewno. To była ta sama aura, ta sama atmosfera, że można sobie siedzieć z tym harmonium i śpiewać.

Czyli można by przypisać Osjana do tego pokłosia Ginsbergowsko-hippisowskiego?

Na pewno. Być może oni się do tego nie przyznają, ale oni jednak prochu nie wymyślili, to przyszło stamtąd. Fascynacja Wschodem przyszła z Zachodu. U nas też była fascynacja Wschodem, ale w wydaniu pop przyszło to między innymi dzięki Ginsbergowi. Poeci polscy zobaczyli, że poezja nie musi być sztuką elitarną, że może być sztuką skrzyżowaną z pop-kulturą, czyli ze śpiewaniem, z koncertami, może być bardziej komercyjna. To właśnie jako pierwsi wprowadzili poeci Beat Generation. Poezja nie ogranicza się tylko do akademickich, uniwersyteckich spotkań, ale może też wyjść do prostych ludzi, z instrumentem muzycznym, z zespołem, z muzyką rockową. Tylko nie wiem czy jest to dobre czy złe, bo dziś się to krytykuje, że kultura hippisowska spowodowała skurwienie kultury wyższej przez to, że zapożyczyła wiele z tej rzeczywistości pop-kultury i że to wszystko się tak rozmyło.

Czy wobec tego można powiedzieć, że kultura hippisowska spłaszczyła i wypaczyła kulturę bitnikowską?

W pewnym sensie – tak, bo kultura bitnikowska była bardziej elitarna, bardziej jednostkowa, bardziej indywidualistyczna, natomiast hippisi stali się w pewnym momencie ruchem masowym, o wiele więcej było hippisów niż bitników. Bitnicy to byli tak naprawdę straceńcy. Wśród hippisów bardzo wielu dobrze skończyło, choćby założyciele firmy Makintosh, Apple, Intel czy sklepy ze zdrową żywnością, Greenpeace, ci ludzie przetworzyli swój hippisowski optymizm w takie działania. Natomiast bitnicy, jak sama nazwa wskazuje, beat, czyli stracony. Bitnicy umierali strasznie, Neal Cassady, Jack Kerouac, który zawsze chyba był nieszczęśliwy i zapił się na śmierć czy niektórzy zaćpali się. Hippisi zresztą też, ale potrafili wypłynąć na szerokie wody.

Wcześniej operowałeś ksywami hippisów. Czy teraz mógłbyś podać nazwiska?

Już wymieniłem niektórych. Amok, czyli Andrzej Turczynowicz, który gra w formacjach Amok, Positive, mieszka w Bieszczadach, udzielał się w ruchu hippisowski, punkowym i cały czas jest aktywny. Wskazówka, który mieszka w Przemyślu, jednocześnie w San Francisco i jest bardzo aktywnym Sowizdrzałem. Milo, który jest muzykiem i nadal gra. Kalupa – to jest słynna postać, cały czas jest hippisem, jeździ po świecie, nazywa się Marek Iberski, jest fotografem, fotografuje głównie przyrodę. Piotr Myszewicz, który mieszka w Bieszczadach z pięcioma synami i jest takim wolnym duchem bieszczadzkim. Jest niejaki Dreptak, który mieszka w Sudetach z dwiema żonami i jakąś ilością dzieci.

Taka mała komuna?

Na komunę to za mało. Zresztą komuny się nie sprawdziły.

Z czego to wynikało?

Z tego, że Polska była krajem komunistycznym, a trudno było walczyć z komuną mieszkając w komunie, w komunie komuna nie wyszła. W Stanach to zupełnie inaczej wyglądało, u nas wszystko było uzależnione od władzy od państwa.

Czy było podobnie, jak to powiedziałeś w wywiadzie, że utrzymywałeś się ze stypendium i po pewnym czasie straciłeś do tego cierpliwość, nie widziałeś dalej sensu przebywania w komunie?

To była moja osobista historia, człowiek czasem jest uzależniony od stypendium czy od pensji i może się to stać w pewnym momencie więzieniem. To jest łatwe i przyjemne, ale ma też swoją ciemną stronę, więc ja świadomie zrezygnowałem z życia w komunie. Bardzo wiele ludzi na Zachodzie żyje właśnie w takiej pułapce, że żyją z socjalu, jest to jakaś pułapka, bo wytracają przez to jakąś aktywność, nie są zmuszeni, żeby zarobić sami na swoje życie. Co miesiąc wpływają pieniądze, a ich życie jest właściwie wegetacją.

A więc polskie komuny nie sprawdziły się, bo nie mobilizowały ludzi do jakiegoś działania?

Nie, nie dało się działać w tym systemie komunistycznym, bo wszystko było uzależnione od państwa. Utrzymanie rodziny było bardzo trudne, a co dopiero utrzymanie związku iluś tam osób.

Ostatnie pytanie – czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że poezję Ginsberga warto ocalać?


Oczywiście, że tak. Trzeba do niej wracać, trzeba ją czytać i mieć nadzieję, że się nie zestarzała.

Tutaj z Kamilem rozmawiam o jego książce "Hipisi w 
PRL-u" w ramach festiwalu POPLIT w Białymstoku, 23.04.2009