Czym było dla Ciebie Beat Generation?
Samo
słowo beat ma kilka znaczeń w języku angielskim, dlatego może być różnie
tłumaczone na język polski. Dla mnie Beat Generation to grupa poetów, których
życie nie było łatwe, byli często bici lub zbici przez życie, rodzinę, własnych
rodziców, ojców alkoholików, prawo i społeczeństwo. Żaden z poetów Beat Generation
nie miał szczęśliwego życia, ani młodości, to jeszcze jeden dowód na to, że
beat to uderzenie. Neal Cassady, Peter Orlovsky, Jack Kerouac, Gregory Corso,
Allen Ginsberg to ludzie, którzy nic nie mieli do stracenia. Hedoniści, którzy odrzucili
materializm prowadząc życie obsceniczne współczesnej amerykańskiej bohemy. Ich
głos jest głosem pokolenia, które urodziło się w ciężkich czasach kryzysu ekonomicznego
Ameryki. Wchodzili w dorosłe życie po drugiej wojnie światowej, kiedy to
Ameryka była bogata, jak nigdy wcześniej. Ich głos jest ważny, bo oni nie tylko
upominali się o prawa swobodnego dostępu do narkotyków i wolnego seksu, w
szczególności dla homoseksualistów, ale o równouprawnienie Murzynów, równości
społecznej, przeciw agresji Ameryki wobec słabszych. Poeci Beat Generation
szukali na własną rękę Boga, religii, lepszego życia, własnego miejsca na
ziemi, szczęścia, wieczności. Poprzez swoją twórczość otworzyli oczy wielu swym
czytelnikom, że ze światem, w którym żyjemy jest coś nie tak.
Poezja
Beat Generation była bardzo potrzebna, ona przeciwstawiła się poezji wielkich
modernistów Ameryki, którzy już przez dwie, trzy dekady zdominowali amerykańską
literaturę. William Carlos Williams, ojciec modernizmu amerykańskiego, napisał
wstęp do tomiku wierszy postromantyka Ginsberga. Rzecz nieprawdopodobna. Wielu uważa,
że wspólna miejscowość, w której obaj się wychowali, zapadła dziura w New Jersy na przedmieściach wielkiego Nowego Yorku,
robotniczo-emigrancki Paterson, zadecydowała o tym, że dwaj lokalni poeci
zaistnieli w jednej książce. Po Ginsberga Howl
okazało się, że można pisać poezję inaczej niż Pound, Eliot, M. Moore, W.C. Williams,
e.e cummings, W.Stevens, jednocześnie nie potrzeba być Robertem Frostem. To
dzięki Ginsbergowi zmieniło się dużo w drugiej połowie XX wieku w mentalności poetów Ameryki. Ameryka się zmieniła. To on udowodnił, że pisać
każdy może, co miało i ma swoje dobre i złe strony, bo otworzył bramę dla
grafomanów, a także powiększył możliwości poezji. Swoje długie linie w
poematach tłumaczył tym, że jest zainspirowany poezją Walta Whitmana, albo W.C.
Williamsa, gdy krytycy mu nie dowierzali, przewrotnie mówił, że długi linie są
oparte na długości oddechu, tj. tyle nabiera w płuca powietrza na ile może napisać
słów w linijki. Gdy i tę teorię krytycy podważali, tłumaczył się, że jest Żydem
i szybko mówi, stąd tyle słów w jednej linijce. Ginsberg odrzucił bezosobowość
i chłód, intelektualizm poezji modernistycznej, choć też z niej wiele czerpał,
wkładając uczucie i serce w swoje wiersze postromantyczne.
Wobec tego jak widzisz rolę Ginsberga w historii współczesnej
poezji, nie tylko amerykańskiej?
Zdaję
sobie z tego sprawę, że poezja Ginsberga
bardzo mocno zaważyła na twórczości nie tylko mojej, ale wielu poetów mojego
pokolenia, ale są też i młodzi poeci, którzy bardzo go sobie cenią i lubią. Nie
wiem jak jest w kraju, bo tam nie mieszkam od ponad 30 lat, ale tutaj, w Ameryce, nie ma mowy o skończeniu studiów, tzw. creative writing, bez znajomości
Allena Ginsberga i beatników. Biblia wszystkich warsztatów poetyckich od 50
lat, wznawiana chyba już z dziesięć razy, antologia pt. The New American Poetry 1945-1960 pod redakcją Donalda Allena, jest
chyba na każdej półce młodego poety w Ameryce. Jest tam sporo poetów z San
Francisco – Beat Generation i tzw. San
Francisco Renaissance. Na marginesie pragnę dodać, że w Polsce nazwiska poetów
z obu grup wymienia się obok siebie, ale oni są różni nie tylko pod względem
widzenia świata i poetyki, ale także pod względem estetyki poetyckiej.
Najnowsze
moje „spotkanie” z Ginsbergiem i beatnikami miało miejsce w styczniu 2010 roku.
I tutaj raz jeszcze ukazała się pośmiertna sylwetka Ginsberga, i jak to nazywasz „historia współczesnej poezji”. Zostałem zaproszony przez redakcję
miesięcznika „Życie Kolorado” do Denver, w tym mieście pismo to się ukazuje. Z
Denver wiadomo – już tylko rzut kapeluszem kowbojskim i jest się w Boulder, a
tam znajduje się sławna na całą Amerykę The Jack Kerouac School (dokładnie: Jack Kerouac School of Disembodied Poetics), która
została założona na Naropa University w 1974 przez Chögyama Trungpę oraz poetów Beat Generation Allena Ginsberga i
Anne Waldman. Bardzo chciałem zobaczyć to miejsce z wielu względów, nie tylko
literacko-poetyckich, ale także jako „święte miejsce zen i buddyzmu” poetów, których poezję przez wiele lat czytam.
Przyjechałem
do Denver na cztery dni przed planowanym odczytem i o nic nie musiałem się
martwić. Organizatorzy pokryli wszystkie koszty podróży, zatroszczyli się o
miejsce do spania, jedzenie, a na dodatek sowicie wynagrodzili mój czas. Przez
cały czas wozili mnie samochodem po Denver i okolicach pokazując okolicę. Pech
chciał, że w pewnym momencie zapragnąłem kupić sobie jakąś pamiątkę z podróży,
więc pojechaliśmy do samego śródmieścia. Pamiątką miał być naszyjnik z turkusów,
ewentualnie srebrna bransoleta wysadzana turkusami. Zawsze marzyłem o ładnych
skórzanych butach kowbojskich, czy nawet szerokim pasie z dużą ładną srebrną
klamrą. Znajomi z dumą pokazali mi wielki, przeogromny sklep tzw. Western
Store. Wszedłem do niego z pewnym lękiem, bo za kasami zobaczyłem Chińczyków.
Przestraszyłem się, ale nie chciałem wierzyć, aby Chińczycy w Denver sprzedawali
biżuterię amerykańskich Indian. Jednak moje niepokojące uczucia okazały się
prawdziwe. W sklepie, w którym były „miliony” rzeczy związanych z Zachodem Ameryki
począwszy do pióropuszy, jeansów, poprzez sztukę, fajki pokoju, koce, koszule, pierścionki,
kolczyki, naszyjniki, kapelusze, chusty, mokasyny, kurtki i spodnie zamszowe z
frędzlami itd., itd., wszystko było sprowadzone z Chin. Nie tylko sprowadzone,
ale i podpisane MADE IN CHINA. Od wielu lat nie przeżyłem takiego szoku, to
było gorsze od tego, jakby ktoś napluł mi w twarz, albo uderzył z pięści prosto
w nos. Ten największy sklep nie był wyjątkiem, poszliśmy do następnego i
następnego, i następnego. Wszędzie tak samo lub bardzo podobnie. Okazało się,
że Amerykanie nic już nie robią z tzw. Western Culture. Oczywiście nic nie
kupiłem. Tak bardzo mnie to, co zobaczyłem zabolało, że przez resztę pobytu w Denver
już nie mogłem podnieść się psychicznie. Uciekłem do whiskey, mojego ulubionego
bourgunda Knob Creek z Kentucky, którego, jak mi wiadomo, Chińczycy jeszcze nie
kupili, ani nie podrabiają. Powietrze w Denver jest górskie i o wiele zdrowsze
niż w Chicago, więc głowa mnie nie bolała i sporo musiałem tej whiskey wypić,
aby otrząsnąć się z tego niespodziewanego szoku. W życiu też bym nie pomyślał,
że aż tylu Chińczyków spotkam w Denver. To był prawdziwy szok, nawet dzisiaj
gdy o tym myślę dostaję gęsiej skórki.
Do
Boulder oczywiście już nie dojechałem, po prostu bałem się następnego
rozczarowania, bo prawdopodobnie bym go nie przeżył. Nie chciałem oglądać Naropa
University w obawie, że znowu zobaczę armię Chińczyków na kampusie studiujących
Beat Generation poetry. To byłoby ponad ludzkie siły. Dlatego opowiedziałem ten
długi wstęp, aby jednym zdaniem odpowiedzieć na twoje pytanie: Jak widzisz rolę Ginsberga w historii
współczesnej poezji, nie tylko amerykańskiej? Widzę to w czarnych kolorach.
Doszło do tego, że Amerykanie zaczną przechodzić na zen i buddyzm, wschodnie medytacje,
a Chińczycy będą tworzyć poezję wzorowaną na Ginsbergu i beatnikach.