„Niedziela, wieczór. Ja w
czerwonej pierzynie. Adaś siedzi na boku tapczana; Lu. na leżance. Puk-puk.
Kto? Ylka z młodym poetą z ręką na temblaku, tutejszym, i z Bitnikiem z brodą z
Ameryki. Z miejsca zachwyceni. Młody tutejszy siada w cieniu blisko drzwi, Ylka
z drugiego boku tapczana, Bitnik prawie w moich głowach, tylko obok. Ma
brulion. Zobaczył mój brulion. Chciał. Dałem. Tyle zrozumiał, co widać. I zaraz
pokazał swój brulion. Wykres rodzinny ze strony matki, z Rosji, bo stamtąd wraca.
I dzisiejszy wiersz. Ylka mówi z zapałem:
- Kawiarnia… w kawiarni –
napisał dziś tu… kawiarnia… Przeczytaj…
Po angielsku, ale
przeczytał. Kończyło się <<professeur Chopin>>, po francusku. Śmiał
się. Ylka tłumaczyła się przed nami, że brak jej słów po angielsku, prawie
wszystkich, ale tłumaczyła:
- Kawiarnia… o kawiarni…
siedzieliśmy przedtem… nastrój… Artur jest nim zachwycony… - Bitnik chodził po
ciemnych kątach, a było ich… i świecił sobie zapałkami, oglądał moje ściany z
tym, co wisi. – U Artura w skarpetkach wskoczył na biurko i zaczął oglądać bibliotekę, jak
tylko przyszedł...
Lu. powiedział, że bardzo ładną... śliczna grupę tworzymy z ta pierzyna ze mną w tym oświetleniu (z boku). Przesiadł się na tapczan. Mój. Między Ylką a moją głową. Bitnik chodził. Siadał na
trzcinowym fotelu. Trzeszczącym podartym. Przesiadał się. Mówił o sobie, że
jest globtroter. Ylka tłumaczyła zaraz:
- Globtroter… wszystko
chce poznać… wiedzieć… był już… wszystkie kraje chce…
Lu. komentował dla Ylki
ją samą, a potem – na zmianę – Bitnika. Do niej i do nas, tylko na Bitnika
pokazywał oczami i całą głową.
- Kabotyn..
I że nie rozumie. Ale
zaraz się poprawił:
- E… pewnie rozumie… Kabotyn
jak jest po angielsku?... to we wszystkich językach tak samo… Professeur
Chopin… żeby to przynajmniej był Żyd…
- Jest – kiwnęła głową
Ylka – matka była…
Lu. popatrzył na Bitnika.
Bitnik patrzał po nas. Śmiał się. Uśmiechał. I śmiał.
Adam się śmiał. Lu. się śmiał. Ylka się śmiała. Ja też.
Jak już szli, Ylka
chciała, żeby Adam szedł z nimi do nich po książkę Bitnika i już żeby mi ją
przyniósł zaraz do czytania. Bo: O! Co to za książka! Nie ma jej po polsku. Ale
ona czytała po angielsku i niewiele rozumiała, ale bardzo ją przeżywała”
M. Białoszewski, Bitnik, w: tegoż, Donosy rzeczywistości. Utwory zebrane, t. 4, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1989, s. 34-35.