Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

niedziela, 29 listopada 2015

Miron Białoszewski - Bitnik

„Niedziela, wieczór. Ja w czerwonej pierzynie. Adaś siedzi na boku tapczana; Lu. na leżance. Puk-puk. Kto? Ylka z młodym poetą z ręką na temblaku, tutejszym, i z Bitnikiem z brodą z Ameryki. Z miejsca zachwyceni. Młody tutejszy siada w cieniu blisko drzwi, Ylka z drugiego boku tapczana, Bitnik prawie w moich głowach, tylko obok. Ma brulion. Zobaczył mój brulion. Chciał. Dałem. Tyle zrozumiał, co widać. I zaraz pokazał swój brulion. Wykres rodzinny ze strony matki, z Rosji, bo stamtąd wraca. I dzisiejszy wiersz. Ylka mówi z zapałem:
- Kawiarnia… w kawiarni – napisał dziś tu… kawiarnia… Przeczytaj…
Po angielsku, ale przeczytał. Kończyło się <<professeur Chopin>>, po francusku. Śmiał się. Ylka tłumaczyła się przed nami, że brak jej słów po angielsku, prawie wszystkich, ale tłumaczyła:
- Kawiarnia… o kawiarni… siedzieliśmy przedtem… nastrój… Artur jest nim zachwycony… - Bitnik chodził po ciemnych kątach, a było ich… i świecił sobie zapałkami, oglądał moje ściany z tym, co wisi. – U Artura w skarpetkach wskoczył na biurko i zaczął oglądać bibliotekę, jak tylko przyszedł...
Lu. powiedział, że bardzo ładną... śliczna grupę tworzymy z ta pierzyna ze mną w tym oświetleniu (z boku). Przesiadł się na tapczan. Mój. Między Ylką a moją głową. Bitnik chodził. Siadał na trzcinowym fotelu. Trzeszczącym podartym. Przesiadał się. Mówił o sobie, że jest globtroter. Ylka tłumaczyła zaraz:
- Globtroter… wszystko chce poznać… wiedzieć… był już… wszystkie kraje chce…
Lu. komentował dla Ylki ją samą, a potem – na zmianę – Bitnika. Do niej i do nas, tylko na Bitnika pokazywał oczami i całą głową.
-  Kabotyn..
I że nie rozumie. Ale zaraz się poprawił:
- E… pewnie rozumie… Kabotyn jak jest po angielsku?... to we wszystkich językach tak samo… Professeur Chopin… żeby to przynajmniej był Żyd…
- Jest – kiwnęła głową Ylka – matka była…
Lu. popatrzył na Bitnika. Bitnik patrzał po nas. Śmiał się. Uśmiechał. I śmiał.
Adam się śmiał. Lu. się śmiał. Ylka się śmiała. Ja też.
Jak już szli, Ylka chciała, żeby Adam szedł z nimi do nich po książkę Bitnika i już żeby mi ją przyniósł zaraz do czytania. Bo: O! Co to za książka! Nie ma jej po polsku. Ale ona czytała po angielsku i niewiele rozumiała, ale bardzo ją przeżywała”

M. Białoszewski, Bitnik, w: tegoż, Donosy rzeczywistości. Utwory zebrane, t. 4, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1989, s. 34-35.