Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

czwartek, 5 listopada 2015

Na kalifornijskim brzegu - wiersze Adama Lizakowskiego - cz.I

Wiersze Adama Lizakowskiego pochodzą z arkusza poetyckiego "Na kalifornijskim brzegu". Są to wiersze pisane w San Francisco w latach 1982-1996.

Krótka historia Kalifornii

Najpierw po lodowcu na nogach przybyli
Indianie z lukiem i kamiennym toporkiem
w poszukiwaniu jedzenia, w pogoni za jeleniem,
szli przed siebie, biegli, kluczyli,
lecz nigdy nie byli zagubieni lub zgubieni
nazywali góry, jeziora, drzewa,
chmury, zwierzęta swoimi braćmi
modlili się do słońca i księżyca, bizona.
Statkami z żaglami malowanymi w krzyże
w imieniu króla kochającego złoto i Boga
przypłynęli katolicy - Hiszpanie w pięknych
lśniących zbrojach z mieczem w ręce, różańcem,
biblia w kuferku, chciwością w sercu,
miejsca swoich  postojów nazwali imionami
Świętych założyli osady i miasta.
Po nich ze wschodu konno i na wozach przybyli
protestanci z Niemiec i Anglii w poszukiwaniu
lepszego życia i złota z pistoletami na biodrach,
strzelbami na ramieniu, chytrymi oczami,
gotowi zniszczyć wszystko co stanie im na drodze,
wymordowali Indian niewymordowanych
przez Hiszpanów i potomków Hiszpanów.
Kalifornię przyłączono do Unii Stanów
sprowadzono Chińczyków, Japończyków,
Filipińczyków do sprzątania, prania i gotowania.
Meksykanie zajęli się rolnictwem, zbieraniem owoców,
czarnych niewolników awansowano na pomoc domową
biali zajęli się handlem winogronami, założyli banki,
wybudowali szpitale, uniwersytety, kościoły, fortuny.
Zanim postawiłem nogę w San Francisco
wszystko było już uporządkowane, ułożone, zaplanowane,
Indianie zabici, Hiszpanie przepędzeni, złoto wydobyte,
pola winogron podzielone, banki kamerami strzeżone
Chińczyków, Japończyków, Filipińczyków,
Murzynów skazano na getta,
niemieccy i angielscy  protestanci zostali Amerykanami,
udowadniając innym nacjom, że niewiele są warte;
marzenia jak drogocenne perły spoczęły
na dnie ogniotrwałych kas pancernych
do których zapomniano tajemnicze szyfry
pozostała najgorzej płatna praca, ale nie gardziłem
oraz tanie wino, które niewybrednym smakuje.

Amazonek - Kalifornia

Chciałbym spotkać was kobiety – wojowniczki
Z jedną piersią, w złotych zbrojach, o blond włosach
Z niebieskimi oczami, o skórze koloru mleka z czekoladą,
Brzuchu słodkim jak pomarańcza. Jesteście
Marzeniem chłopięcej ciekawości.
Najpiękniej kwiat naiwności kwitnie gdy ma się lat 20.


Sen o Kalifornii

Sen o Kalifornii, sen o wolności milionów drzemiących,
tych co spać nie mogą, którym głód przygody dokucza,
 umysł ich burzliwy jak morza do przepłynięcia.

Kalifornio pierwszy kwiecie w ogrodzie marzeń marzycieli
co roku pozbywasz się wielu stawiasz na bogatych,
przez biednych jesteś podziwiana.


Wyspa Kalifornia

W słonecznej i szczęśliwej XVI – wiecznej Hiszpanii
byli mało słonecznej i szczęśliwi,
w bogatej Hiszpanii byli biedni i nudzili się
a bieda zmieszana z nudą tworzy proch strzelniczy,
brak stałego zajęcia plus nadmiar czasu
urodził im nadzieję, że gdzieś indziej jest lepiej,
straceńcy bez skrupułów, gotowi na wszystko
dlatego tacy ludzie jak Juan Rodriguez Cabrillo
czy Casco de Balboa albo Hermando Cortem
byli dla wielu jakimś rozwiązaniem.
Zaciągali się na statki z taką ochotą jakby
uchodzili z płonących domów,
powierzali swoje życie wiatrom, wodzie,
gwiazdom oraz kapitanom,
droga do Indii była już odkryta przez Kolumba,
legendarna wyspa Kalifornia opływająca w złoto
oraz siedem złotych miast Cibala,
perły i brylanty wielkości kurzych jaj
czekały na śmiałków, zapraszały kobiety
o przepięknej urodzie z trzema piersiami,
czekała na nich sława i zaszczyty,
na drodze do bogactwa mordowali Indian,
miejsca swoich postojów nazywali imionami
świętych, umierali z głodu, wycieńczenia, pragnienia,
marzeń o bogactwie, chciwości, ryzykanctwa,
rzadko kiedy z tęsknoty czy miłości do ojczyzny,
w ich czaszkach węże pustynne miały schronienie,
naprawdę  niewielu żywych wróciło  do Hiszpanii,
pięknie opaleni, ale bez złota i bez zmysłów,
opowiadali przy dzbanie wina w ciemnej karczmie
o kolorze nieba, wielobarwnych ptakach,
złotych legendach, konając w zapomnieniu
i samotności.

Dwie godziny poezji

Zebrali się poeci z miasta San Francisco
są tacy co przyjechali z Berkeley lub Oakland
na 22 ulicę  i Guerrero,
w cafe Babar wielkości dziupli wiewiórki
będą czytać poezję.

Bogata to kawiarenka, bogata,
tyle w  niej twarzy roześmianych,
tyle serc bijących, tyle za chwilkę padnie  słów.

Przyszedł i on przejrzeć się
w lustrze tłumu poetów,
wypić swój napój z czarodziejskich ziół – słów
dzisiejszych kalifornijskich magów,
ubranych nędznie, głodnych, nieuczesanych,
o ciałach pomimo kalifornijskiego słońca bladych,
(nie spotkasz ich na plaży, bo w ciemnych  swych
Tanich pokojach piszą wiersze).

O !!! już siebie zobaczył, stoi  pod ścianą
jak ładnie wśród nich wygląda,
jacy oni są piękni, gdy mówią o swoich
nowych przygodach,
razem z nimi się cieszy i raduje,
ich zmartwienia udzielają się i jemu,
przez dwie godziny poezji jest z nimi,
później każdy idzie w swoją stronę.

San Francisco 1987

Nauka czytania

w obozie dla uchodźców był na kilku lekcjach
angielskiego,
ale wtedy nic nie wchodziło do głowy,
praca była ważniejsza, po dwóch latach
przyleciał do San Francisco,
i od razu stał się nieomal nędzarzem
bez znajomości języka,
bez krewnych czy znajomych ginął w oczach,
w przeciągu kilku miesięcy wydał wszystkie oszczędności,
praca, której szukał, nie była mu dana,
zaczął nowe życie od nauki czytania,
wtedy przyszła depresja, czarnym skrzydłem
przysłoniła mu oczy, niewiele słów potrafił
prawidłowo wypowiedzieć, mylił czasy,
dzień nie był mu przychylny,
noc spędzał na czuwaniu,
z czasem nauczył się zachowywać i ubierać
jak wszyscy, znalazł pracę w kuchni,
przy myciu podłóg i talerzy za najmniejszą stawkę,
z lekkim sercem wydawał ciężko zarobione pieniądze,
nie troszcząc się o jutro, ani o to co o nim
rodzina pomyśli w kraju,
z zapałem rzucił się w wir życia, uciech,
był młody, o pięknej twarzy,

wino smakowało mu jak nigdy przedtem.