W 1997 roku w kilka dni po śmierci
Ginsberga w radiowej Trójce miało miejsce słuchowisko jemu poświęcone, które
prowadziła Barbara Marcinik, a gośćmi zaproszonymi byli Bronisław Maj, Jerzy
Illg i Adam Szostkiewicz. I Szostkiewicz powiedział, że Ginsberg, będąc pod
wpływem idei czy ideologii komunistycznej, ze względu na poglądy rodziców,
przyjeżdża do Polski i widzi zupełnie inny obraz komunizmu niż ten, który
mógłby mieć wpojony mu przez matkę. Bo, po pierwsze cenzura, po drugie szarość
tej przestrzeni, w której on się znalazł, mogła sprawiać piorunujące wrażenie
na człowieku z zewnątrz, zza żelaznej kurtyny. Jak on mógł się odnaleźć w tej
ówczesnej polskiej rzeczywistości, będąc już w jakimś sensie ikoną?
Jeśli pan mówi o
atrakcyjności czy nieatrakcyjności tej przestrzeni to mi się wydaje, że w
pewnym sensie to było bez znaczenia. To był właściwie ten sam kraj. Ale on był
wtedy zainteresowany przede wszystkim jednym – chłopcami i właściwie nic więcej
go wtedy nie obchodziło. Ja mówię teraz dużym skrótem, ale prawda jest taka, że
on jest wtedy bardzo aktywny seksualnie i daje temu wyraz. Jest poza tym
zafascynowany egzotyką Europy Wschodniej, on nawet nie wie, jak to wszystko
oglądać i ja bym nie widział w jego komentarzach odnoszących się do Polski i
tej części Europy wielkiego sentymentu. Ja mam wrażenie, że jego lewicowość,
która była przez cały czas jego udziałem, była typowo amerykańska, pozbawiona
substancji przestrzeni wschodnioeuropejskiej. Kiedy poznał Rosjan, to myślał,
że oni wszystkim dobrze życzą i pewnie takie wrażenie odnosił w latach
sześćdziesiątych. Bo dysydencja w tamtych latach była w powijakach, trzeba by
było być naprawdę bardzo zainteresowanym polityką i ludźmi, którzy oponowali, a
była ich tylko garstka w 1965 roku. Tu się nikt nie buntował, ale zależy z kim
on się spotykał. Pewnie z pisarzami jakimiś, więc zobaczył zadbanych,
kulturalnych panów i panie. Więc myślę, że nie można było oczekiwać wówczas
jego gestu sprzeciwu politycznego i świadczyłoby to o pewnej roztropności tego
czterdziestoletniego mężczyzny. On był wówczas gotowy opisywać to, co mu oczy
pokazały, a nie głosić jakieś pozycje polityczne.
Czy w Polsce można mówić w dalszym ciągu o
micie Ginsberga w polskiej literaturze? Bo wielu inspirowało się Ginsbergiem;
żeby wymienić kilku tylko, to byliby to Grzegorz Musiał, Marcin Świetlicki, Jan
Sobaczak, Darek Foks.
Kiedy ja
zebrałem różne wiersze w tej książeczce „Znajomi z tego świata” i napisałem rys,
w którym dworuję sobie z Ginsberga, a jednocześnie odnoszę się bardzo życzliwie
do niektórych jego wierszy to było to coś niekonwencjonalnego, bo połączyłem
obie strony swojego myślenia o Ginsbergu. Ci chłopcy wydawali mi się wyjątkowo
płasko aplikujący te zabiegi, mitologizacje, auotmitologizacje Ginsberga,
robiący z nich dosłowny użytek. Wydawało mi się to jeszcze bardziej naiwne, niż
niektóre naiwne postawy Ginsberga. I po Grzesiu Musiale, po Krzysztofie
Boczkowskim, po różnych wierszach, które opowiadają o powierzchownej, niemądrej
fascynacji Ginsbergiem u Polaków i te pełne nabożeństwa apostrofy do Allena, to wszystko wydawało mi się
paradne i dałem temu ironiczny wyraz, nie przesadzałem, tak mi się wydaje, ale
myślę, że to dla nich było dotkliwe, dla Grzesia i dla Krzysztofa Boczkowskiego
(śmiech). Ale moim zdaniem o żywocie Ginsberga w polszczyźnie później już nie ma
mowy, przynajmniej nie natrafiłem na nic takiego. Może się mylę, ale myślę, że ten
mój wybór Ginsberga po polsku jakby domyka wieko tej skrzynki, nie chcę
powiedzieć tej trumny. Chyba wyczerpało to już swój potencjał. To było
atrakcyjne kiedyś, kolorowe, inne i gejowskie, w obu wyżej wspomnianych
przypadkach to iunctim jest, ale nie
o to mi chodziło. Chodziło mi raczej o naiwność tych gestów, choć nie jest to w
ogóle dla mnie kategoria do oceny. Jest to jakiś składnik interesujący, ale ja
się na tym słabo znam i nie chcę powiedzieć czegoś, co by zabrzmiało
niefortunnie. Natomiast znaczna część moich faworytów amerykańskich to są geje,
choćby O’Hara czy Ashbery. Ginsberg był gotów głosić nie tylko swoją biblię
polityczną czy moralną, ale głosił też swoją biblię gejowską, on się z tym
obnosił, był ostentacyjny. To też był gest, z mojego punktu widzenia,
nadmierny, bo po co się z tym obnosić, po co czynić z tego oręż walki. Zupełnie
inna jest gejowskość u O’Hary, ona jest raczej liryczna, to nie jest walczący
gej. U Ashbery’ego w wierszach gejowskości nie ma, a jak są jakieś sygnały to
one są bardzo stonowane. Jest całe spektrum postaw gejowskich w literaturze
amerykańskiej i z całą pewnością ta postawa wydawała mi się najbardziej
wątpliwa, trochę na tej samej zasadzie, jak wątpliwa wydaje mi się walka za
pośrednictwem lesbijskości. Gotów jestem nawet w lesbijkę się zamienić, żeby
upewnić towarzyszki niedoli, że powinny mieć swoje prawa, ale oręż artystycznie,
estetycznie motywowana wydaje mi się nadużyciem. Ale jest to dość skomplikowane
i ja się na tym nie znam, wolę więc zamilknąć, niż powiedzieć coś głupiego.
W szkicu, drukowanym w Miesięczniku Literackim, Bogusław Jasieński pisał o tej
seksualizacji poezji Ginsberga, że „w manifestach i deklaratywnych wierszach
Ginsberga nie zostało dziś nic, prócz wątpliwej jakości filozofii podbrzusza” i
„świat Ginsberga rozciąga się pomiędzy pępkiem a kolanami”.
To jest w ogóle
niepoważne. Na jakiej podstawie ten pan to pisze… on pisze na podstawie
pierwszego wyboru Ginsberga, wyboru Bogdana Barana. Ten wybór nawet przesadnie
nie epatował gejowskością. Homoseksualizm tam się pojawiał, ale ta książka nie
dawała mu substancji do tego typu krytyki, a co więcej nie da się Ginsberga
streścić w ten sposób i sprowadzić go do jakiejś „filozofii podbrzusza”. To
jest jakiś kompletny absurd i nieporozumienie. „Filozofia podbrzusza” jest
ważna u każdego poety, czy homo- czy heteroseksualna. U Miłosza nie ma
„filozofii podbrzusza”? Ze wszech miar, on jest bardzo erotyczny, aż do końca.
Ten tekst jest po prostu niekompetentny i głupi.
Jeżeli już jesteśmy przy Miłoszu, jaki ma
Pan stosunek do jego wiersza Do Allena
Ginsberga, który zaczyna się słowami Allen
wielki człowieku?
Ja temu
wierszowi miałem coś do zarzucenia. Wydawał mi się on marny. Ale tutaj trzeba
byłoby popatrzeć na kontekst bytności Miłosza w Ameryce i na to, z kim on się
przyjaźnił. On nie znosił organicznie Roberta Lowella. Lowell był dla niego
obmierzły i należało mu „wlepić bizunem na goło”, to jest cytat z Miłosza. I za
ten stosunek do Lowella, który jest jednym z moich ulubionych poetów
amerykańskich, ja mu przyładowałem nie raz zdrowo.
W mojej książce „Po stykach” jest taki tekst, który ma tytuł „Własnymi siłami (brakujący tekst o Lowellu)” i ten tekst składa się z najgłupszych kawałków, jakie przeczytałem o Lowellu po polsku, to, co wydawało mi się najbardziej karczemne. Moim głównym antybohaterem jest Czesław Miłosz. To są rzeczy zupełnie skandaliczne, które on opowiada o Lowellu. On go nienawidził, Lowell był dla niego wszystkim tym, czego należało nie znosić. Chyba terapeuta jakiś byłby tu potrzebny, żeby opisać to, co Miłosz mówił o Lowellu. On pisze tak: „Kiedy Robert Lowell co pewien czas lądował w klinice, nie mogłem oprzeć się myśli, że gdyby wrzepić mu piętnaście razy bizunem na goło, zaraz by mu przeszło”. Jest jeszcze kilka innych jego wypowiedzi na temat Lowella. U Miłosza dużo jest prostackich poglądów na różne tematy, ale z całą pewnością te refleksje kwalifikują się do potępienia.
W mojej książce „Po stykach” jest taki tekst, który ma tytuł „Własnymi siłami (brakujący tekst o Lowellu)” i ten tekst składa się z najgłupszych kawałków, jakie przeczytałem o Lowellu po polsku, to, co wydawało mi się najbardziej karczemne. Moim głównym antybohaterem jest Czesław Miłosz. To są rzeczy zupełnie skandaliczne, które on opowiada o Lowellu. On go nienawidził, Lowell był dla niego wszystkim tym, czego należało nie znosić. Chyba terapeuta jakiś byłby tu potrzebny, żeby opisać to, co Miłosz mówił o Lowellu. On pisze tak: „Kiedy Robert Lowell co pewien czas lądował w klinice, nie mogłem oprzeć się myśli, że gdyby wrzepić mu piętnaście razy bizunem na goło, zaraz by mu przeszło”. Jest jeszcze kilka innych jego wypowiedzi na temat Lowella. U Miłosza dużo jest prostackich poglądów na różne tematy, ale z całą pewnością te refleksje kwalifikują się do potępienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz