John Ashbery powiedział tak: „Niektórzy
poeci podczas czytania wkładają maski i śmieszne kostiumy, i grają na jakichś
prymitywnych instrumentach. Wie Pan o kogo mi chodzi…” Czy mowa jest o
Ginsbergu?
Oczywiście, że
tak. Z mojego doświadczenia wiem, że ilekroć była możliwość to Ashbery wrzucał
szpilę Ginsbergowi. To był nieapetyczny sposób bycia w poezji z punktu widzenia
Johna Ashbery’ego. Nawet te jego gesty na rzecz zbiorowości, o których on
wspomina w tym wywiadzie, ja powiem może awansem… jak się idzie raz czy dwa na
jakąś demonstrację to nie jest tak, że trzeba o tym zaraz opowiadać. A jeśli
się opowiada o takich rzeczach to wymaga się trochę czynniejszego stosunku do
tego, ale od Ashbery’ego tego nie można oczekiwać. Więc bardzo dobrze
rozumiałem jego szpilę wtykaną Ginsbergowi. I tu znowu jest negatywna strona
Ginsberga, moim zdaniem, że jest on specyficznym, amerykańskim Jewtuszenką albo
Wozniesienskim. I ta rosyjska formacja była mu bliska, oni się przyjaźnili ze
sobą. Jeśli się popatrzy na stosunek Ginsberga do tych, w istocie rzeczy,
całkiem wyraźnie sprostytuowanych pisarzy rosyjskich czy radzieckich, to były
to gesty na rzecz ówczesnego establishmentu radzieckiego, radzieckiego w oczywisty
sposób.
Ja zresztą
miałem okazję widzieć w takiej dziwnej poetyckiej akcji Jewtuszenkę, kiedyś w
Londynie, to tego nie dało się słuchać. To jest jeden z objawów głupoty
politycznej, naiwności, braku wyczucia historycznego i politycznego, braku
empatii, niezrozumienia gdzie jest plus, a gdzie jest minus. Jeśli już myślimy
w kategoriach moralnych to powinniśmy wiedzieć, gdzie jest – za przeproszeniem
– dobro i gdzie jest – za przeproszeniem – zło zbiorowe.
I niech pan
teraz popatrzy na gesty Franka O’Hary. On napisał wiersz Odpowiedź Wozniesienskiemu i Jewtuszence, i jawi się jako chłopiec,
który nie ma złudzeń, a ma zmysł historyczny. Przypuszczam, że wiersz ten
wynika z jakiejś okazji, choć nigdy nie byłem w stanie ustalić dokładnie, z
jakiej, a jest on datowany na rok 1963, a więc na ten okres, kiedy właśnie
wypuszczeni hurmem młodzi wolontariusze reprezentacji odwilżowej w Związku
Radzieckim ruszają na Zachód, żeby zaprezentować nową linię polityczną
towarzysza Chruszczowa i wpisują się w ten sam rytm sprostytuowania
publicznego. I przyjeżdżają między innymi do Ameryki, do Nowego Jorku, mają
wieczór autorski, czytają, recytują, śpiewają, wykonują różne gesty – i w tym
sensie jest to formacja bardzo bliska naszemu ulubieńcowi (śmiech) – i mówią,
co myślą. A myślą głupio prawdopodobnie. Jak pan popatrzy na ten wiersz O’Hary,
a nie ma takich wściekłych wierszy O’Hary w ogóle, to go to rozjuszyło
kompletnie. A co oni powiedzieli – z tego wiersza może to wynikać. Pewnie ich
zapytano o stosunki rasowe w Rosji, więc musieli opowiadać jakieś straszliwe
dyrdymały, pouczać Amerykanów o rasizmie w stosunku do Murzynów. Dobrze, tylko
oni się zachowywali podobnie czy tak samo, jak Ginsberg, który przyjechał do
Gdańska i „nauczał” w Gdańsku.
Ale O’Hara miał do Ginsberga bardzo
przychylny stosunek.
Tak. Ale ja
używam teraz figur merytorycznych naszych przyjaciół za Wschodu, po to, żeby
pokazać, tak, jak sam rozumiem, odmienność, jeśli chodzi o czucie politycznie,
rozumność pewnych gestów i głupotę. I wydaje mi się, że jest zaskakująca, ale
może wcale nie jest zaskakująca, bo dlaczego miałaby taka być, w każdym razie
jest wyraźna zbieżność między postawami tamtych panów w owym czasie i później
Ginsbergiem, który tracił czucie i uznawał, że jest w stanie przetłumaczyć dobro i zło w każdej szerokości
geograficznej, nie rozumiejąc zupełnie detali lokalnych.
I Wozniesienski
z Jewtuszenką przyjeżdżają do Nowego Jorku, mówią jakieś ofensywne głupoty i
pouczają Amerykanów na wieczorku autorskim, i, co gorsza, uzurpują sobie prawo
do tego, by ich pouczać.
Ale takie były wtedy realia – dwa państwa
współzawodniczące ze sobą nie tylko w wyścigu zbrojeń, ale i w postawach
poetyckich. Może to również z tego wynika.
Tak, jak
najbardziej. Ale proszę zwrócić uwagę, co O’Hara im mówi. On oddaje hołd
Rosjanom, a jednocześnie komentuje jakieś straszne głupoty, które oni
wygadywali będąc w Ameryce. To jest bardzo ciekawy punkt historii, ten około
roku 1960, kiedy mamy tych Rosjan i Ginsberga, który rośnie w siłę, oni wtedy
zaczynają się przyjaźnić. Ale O’Hara jest tu niesłychanie trzeźwy; jest to ta
sama formacja z Ginsbergiem, obaj są gejami, wrażliwymi na rzeczywistość,
różnego rodzaju odmienności dawały ostrzejsze spojrzenie, ale jest to tak
radykalna różnica. A jeśli nie jest to radykalna różnica w czuciu różnych
przestrzeni to być może Ginsberg nie dostrzegał różnicy między Majakowskim i
Pasternakiem a Wozniesienskim i Jewtuszenką, był natomiast na pewno
beneficjentem tej atmosfery lat sześćdziesiątych. Ja nie potrafię orzec tego
dokładnie, ale myślę, że te składniki gry literacko-politycznej należy wziąć
pod uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz