W książce Utwory poetyckie Allena Ginsberga w tłumaczeniu Bogdana Barana z
1984 roku pod Kadyszem wpisany jest
rok 1959. I jest to dla mnie zastanawiające, bo tam jest rok 1959, natomiast w
książce, która w tym roku się ukazała, Hansa-Christiana Kerscha, W drodze. Poeci pokolenia beatników
napisane jest, że Ginsberg pisze Kadysz we
wrześniu 1960 roku (str. 296).
Z datami u niego
jest bardzo ciężko. Ja nawet podzieliłem wiersze na grupy, wiersze z lat 40-ych,
z lat 50-ych, itd. Ja tego nigdy dokładnie nie prześledziłem. Można zajrzeć do
dokumentów, jak to jest tam datowane. Ja nie mam w sobie takich lustracyjnych
skłonności, ale to jest bardzo ciekawe. Jak widzę, że jest taki rozdział w
książce poświęconej poezji amerykańskiej deklarującej się po stronie
żydowskości, tak jak Reznikoff i Ginsberg, choć Ginsberg się nie deklaruje, ale
jest tam tyle wątków żydowskich, to Reznikoff jest cały ogarnięty przez
antologie współczesne i jest częścią składową, istotną, tego mainstreamu,
natomiast jest problem z Ginsbergiem. A wracając do tej inspiracji – to czy on
się inspirował Kadyszem Reznikoffa
czy nie, to jest to sprawa drugorzędna, ale z całą pewnością ciekawa
historycznie. Jednak powiedział mi, że nie był inspirowany, choć to żaden wstyd
być inspirowanym przez taki poemat i to rzutowało mi po trosze na mój stosunek
do Ginsberga, jak był w Warszawie.
Chyba wtedy
zrobiłem już trochę przekładów i ktoś zamówił u mnie wybór Ginsberga, jakieś
wydawnictwo, które później się sypnęło. Ja nie chciałem robić tego w całości,
więc poszedłem do Julii Hartwig, do Andrzeja Szuby, Artura Międzyrzeckiego – ja
byłem czwarty. Wybrałem jakąś grupę krótkich wierszy, takich, które, mnie
intrygowały, i na tym stanęło. Książka ukazała się. A potem była ta niesamowita
historia, anegdociarska wręcz. Ja sobie nie zdawałem sprawy, że NaGłos jest wydawany przez wydawnictwo
m, Maszachaba, czyli integrystycznie katolickie, a raczej
katolicko-integrystyczne, wydawnictwo w Krakowie. Ja dałem tę książkę Bronkowi
Majowi albo Jurkowi Illgowi, któremuś z nich, oni razem prowadzili NaGłos, i spytałem czy ich by to
interesowało. Właśnie wydali Haiku Miłosza,
Lustro weneckie Brodskiego, to było w
tej samej serii. Ich to bardzo interesowało. Nawet żeśmy umowy nie podpisali i
nie dostałem za to ani grosza. Oni utłukli chyba z 10 tysięcy egzemplarzy. To
było właściwie jedno z lepszych oszustw. To było bardzo zabawne. Oni wydali
tego Ginsberga najpierw 5 tysięcy egzemplarzy i ksiądz jakiś odpowiedzialny za
sprawy obyczajowe, wziął podobno do ręki książkę, tak to Bronek wdzięcznie
opisywał, i otworzył na pierwszym wierszu, Między
ludźmi, i przeczytał „… trzech
albo czterech pedałów / rozmawiało ze sobą w swoim pedalskim języku”. Wypuścił
to z rąk i na tym się to wszystko skończyło. Tymczasem do dystrybucji wyszło
2,5 tysiąca egzemplarzy, czy może więcej, i nie można było już tego odkręcić.
Więc wybuchła afera. Potem ktoś kupił matryce i stuknął natychmiast kolejne
kilka tysięcy egzemplarzy z jakimś innym stempelkiem wydawnictwa, już nie
pamiętam, jak to wydawnictwo się nazywało. Ale, to zabawne, nigdyśmy nie
dostali od nich ani grosika złamanego.
A jakieś konsekwencje Państwo ponieśli, Pan
czy Andrzej Szuba i inni?
Konsekwencje
polegały na tym tylko, że nakład został wycofany. Wycofane to było przez
wydawnictwo Maszachaba, ale później ktoś, kto kupił matryce i postawił swoje
stemple wielokrotnie to wznawiał. A wie pan, po czym ja poznawałem, że to było
wielokrotnie wznawiane? Po tym czy był klej czy było szycie, to było widać, że
to było nowe bicie, bo wcześniej było to inaczej złożone, sklejone czy zszyte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz