Allen Ginsberg

Allen Ginsberg

niedziela, 1 maja 2016

Wiersze Allena Ginsberga z Polską w tle - cz. II - Warszawska kawiarnia

Allen Ginsberg w Pradze w 1965 roku na festiwalu studenckim, podczas którego został Królem Maja. Tak wyglądał siedząc w warszawskiej kawiarni i obserwując to, co dzieje się wokół.




Warszawska kawiarnia

Te widma siedzące na plastikowych stołkach
widma w skórzanych rękawiczkach przemykające przez kawiarnię w ciągu godziny
widmowe dziewczyny z twarzami w bliznach, o cienkich brwiach, w czarnych pończochcach
widmowi chłopcy o przyczesanych blond włosach z małymi bródkami
nowe widma zatopione w rozmowie stłoczone nad lśniącymi czarnymi stołami w to późne popołudnie
z głośnika hi-fi monotonny śpiew smutnego sopranu historii
– osiemnastowieczne mury i okna w perspektywie Nowego Światu biegnące w kierunku kolumny Zygmunta III
z podniesionym mieczem od trzech stuleci czuwającego nad polską młodzieżą –
O polskie widma ile wycierpiałyście odkąd Chopin łkał w swój romantyczny fortepian
gruz starych budowli, wesołe całonocne zabawy pod bombami,
pierwsze krzyki ginącego getta – Robotnicy przechodzą przez przedwojenne ściany różowo-błękitnej sypialni niszcząc zalane słońcem ruiny –
Teraz widma zaczynają całować ręce, dziewczyny całują się w usta, rude czarodziejskie paryskie włosy
i ładne złote zegarki – aby usiąść pod żółtą ścianą z dużą brązową teczką
by w wąskim czarnym krawacie wypalić trzy papierosy i kiwać głową dyskutując o nowym filmie
Widma niech Chrystus i wasze ciała będą z wami w godzinie waszej młodości
w powojennym niebie splamionym przez pot Komunizmu, wasze miłości i biała gładka skóra na policzkach jest delikatna we wzajemnym spojrzeniu.
O widma, jak piękne są wasze spokojne ogolone twarze, wasz szale koloru jasnej pomadki, wasze cienkie obcasy,
jak piękne jest wasze nieobecne spojrzenie spod długich rzęs, gdy samotnie siedzicie przy stole ze skrzyżowanymi nogami,
jak piękna wasza cierpliwa miłość, kiedy siedzicie razem i czytacie pisma poświęcone sztuce –
jak pięknie wchodzicie ze śmiechem do zatłoczonej sali przez drzwi zasłonięte aksamitną kotarą,
jak czekacie w kapeluszach na głowie, mierzycie wzrokiem inne twarze, odwracacie się i znikacie na godzinę
lub rozmyślacie przy barze czekając aż niemrawa kelnerka zaparzy wrzącą herbatę, stojąc bez ruchu
jedna minuta za drugą gdy dzwony kościelne wybijają godziny i mijają lata a wy wciąż tkwicie na Nowym Świecie
jak pięknie ściągacie usta z westchnieniem wypuszczając dym pocieracie ręce
lub nachylacie się ku sobie ze śmiechem na widok tego kudłatego szaleńca, który siedzi płacząc obcy pośród was.

10 kwietnia 1965

(tłumaczenie Andrzej Szuba)